Intrygujące!
„Turkusowe klejnoty”

Michał A. Pieczka

Jest to opowieść o pewnych skrzydlatych mieszkańcach obrazów w Muzeum Narodowym we Wrocławiu. Przed kilkoma laty, gdy przygotowywałem się do zajęć edukacyjnych dla dzieci, ku mojemu zaskoczeniu odkryłem, że w muzealnych galeriach spotkać można naprawdę sporo gatunków ptaków. I to w dodatku pochodzących z różnych zakątków świata! Te wspaniałe latające istoty dostrzec można na obrazach prezentowanych m.in. na wystawie „Sztuka europejska XV–XX wieku”.

Przyznać muszę, że ptaki fascynowały mnie od dzieciństwa – zachwycającą różnorodnością oraz feerią nieskończonych wprost kombinacji barw upierzenia! Od zawsze też szczególnie silne emocje budził u mnie pewien niewielki i dość trudny do obserwowania ptak występujący jedynie w pobliżu zbiorników i cieków wodnych. Śmiało można go nazwać prawdziwym klejnotem rodzimej awifauny. W locie przypomina bowiem turkusowo połyskującą smugę. Toteż każde spotkanie z nim w jego naturalnym środowisku zawsze dostarcza niezapomnianych wrażeń i emocji.

Z pewnością zastanawiają się Państwo, o jakim gatunku ptaka tak entuzjastycznie się rozpisuję? Chodzi o zimorodka! Kolejne spotkania z tym ptakiem chyba bez zbytniej przesady mogę nazwać momentami szczególnego szczęścia! Zwłaszcza ubiegły rok, mimo szalejącej i paraliżującej wszystko wokół pandemii, był dla mnie wielkim rokiem zimorodka! A to dzięki temu, że aż sześć razy miałem okazję obserwować tego ptaka w naturze. Jak zwykle w takich momentach moja radość i podekscytowanie sięgnęły zenitu! Każde bowiem spotkanie „oko w oko” z owym turkusowym klejnotem naszej awifauny jest po prostu magiczne i niesamowite!

Jeśli chcemy odnaleźć zimorodki w Muzeum Narodowym we Wrocławiu, możemy wybrać się na wystawę czasową „Wrocław według Bacha”, gdzie obecnie prezentowany jest między innymi obraz Arka Noego, namalowany w drugiej ćwierci XVII wieku przez Petera Guesche. Jest to artysta prawdopodobnie niemieckiego pochodzenia, o którego życiu i twórczości stosunkowo niewiele wiadomo. Malarz ten w swoich dziełach wyraźnie czerpał z wzorów flamandzkiego malarstwa pejzażowego. Na płótnie o wymiarach 88 × 115 cm Guesche ukazał wiele gatunków zwierząt oczekujących na wejście na pokład drewnianej arki zbudowanej przez Noego z polecenia Boga. W ten sposób miał on ocalić przed wielkim potopem wszystkie te stworzenia. Warto pamiętać, że od czasów wczesnochrześcijańskich arka Noego uchodziła z tego powodu za symbol ratunku przed śmiercią.

Zimorodek widoczny jest w dolnej partii płótna z lewej strony. Siedzi na ostrym szczycie pnia złamanego drzewa w pobliżu niewielkiego stawu. Z tego miejsca ptak ma świetny widok na całą jego powierzchnię. Czatuje zatem i wypatruje kolejnej przepływającej tam rybki, którą niechybnie za chwilę upoluje. Obok niego, z lewej strony, przelatuje mewa, a z prawej przepływa perkoz. Zimorodek, by zaspokoić głód, musi działać szybko i precyzyjnie. Gdy wypatrzy już swą ofiarę, spada na nią niczym błyskawica i chwyta dziobem pod wodą, a następnie odlatuje na gałązkę i tam po wcześniejszym ogłuszeniu ryby połyka ją w całości, zawsze zaczynając od jej głowy. Taki jest z niego łakomy rybożerca!

Gdy wystawa czasowa dobiegnie końca, obraz znów prezentowany będzie na drugim piętrze gmachu na stałej ekspozycji sztuki europejskiej. Znajdziemy tu również drugi namalowany w epoce baroku obraz olejny przedstawiający tego barwnego ptaka. Na portrecie zimorodkowi towarzyszą czajka i szczygieł. Autorem dzieła jest Philipp Ferdinand de Hamilton (1664–1750). Ten urodzony w Brukseli artysta, syn szkockiego malarza martwych natur Jamesa (Jacoba) de Hamiltona, był nader utalentowanym animalistą. Specjalizował się w wyszukanych przedstawieniach ptaków i odtwarzał je na płótnach swych obrazów z wielką biegłością. Został z tego względu doceniony przez kolejnych cesarzy (Józefa I i Karola VI) oraz cesarzową Marię Teresę, którzy zamawiali u niego dzieła o takiej właśnie tematyce.

Na obrazie namalowanym ok. 1700 roku de Hamilton ukazał na pierwszym planie w dynamicznej pozie czajkę (ptaka znacznie większego od naszego bohatera). Nad jej głową widoczny jest siedzący na cienkiej gałązce szczygieł – kolorowy ptak wielkości zbliżonej do wróbla. W górnym prawym rogu obrazu przedstawiony został z kolei w locie zimorodek. Doskonale widoczna jest spodnia strona jego skrzydeł pokrytych pomarańczowej barwy piórami, tak zresztą jak brzuch tego ptaka. Malarz tak sugestywnie przedstawił ruch zimorodka, że wydaje się nam, iż zaraz ptak ten wyfrunie z wnętrza obrazu! Gdzież jednak mógłby znaleźć pożywienie w salach galerii? Musiałby chyba niezwłocznie wlecieć do któregoś z obrazów przedstawiających ryby. A takie dzieła również znajdują się na wystawie sztuki europejskiej.

Zimorodki odnajdziemy jeszcze na dwóch innych obrazach ze zbiorów Muzeum Narodowego, nieeksponowanych jednak stale w galerii. Pierwszym z nich są Ptaki w pejzażu, namalowane ok. 1750 roku na płótnie o wymiarach 70 × 95 cm przez wiedeńskiego malarza Franza Antona Grafensteina (1717 – ok. 1780). To kolejny znakomity animalista, którego dzieła zachowały się m.in. w opactwie benedyktyńskim w Melku nad Dunajem, Monachium czy Sybinie w Siedmiogrodzie. Na tym obrazie widzimy aż sześć gatunków ptaków: parę wilg (żółto-czarny samiec zjada właśnie owoc czereśni), kosa, drozda śpiewaka, kwiczoła, barwną kraskę (z prawej strony na dole) oraz naszego małego turkusowego nurka przestworzy i toni. Zimorodek ukazany został podobnie jak na poprzednio przywołanym płótnie w locie i to dokładnie w takim samym układzie. Na przelatującego szybko niebieskiego szybowca zdaje się nerwowo reagować kraska. Ten wymierający już niestety w naszym kraju ptak, wraz z zimorodkiem i zwinną żołną, jest najbarwniejszym przedstawicielem polskiej awifauny. Przed 270 laty z pewnością był znacznie liczniejszy i częściej spotykany na wielu obszarach Europy.

Drugim z obrazów jest kompozycja autorstwa J. Bouttatsa (malarza czynnego we Flandrii o nieznanym imieniu, czasami błędnie utożsamianego z Jeanem Baptiste Bouttatsem) zatytułowana Myszołów atakujący kaczki. Dzieło to powstało najprawdopodobniej na przełomie XVII i XVIII wieku i jest największym obrazem spośród wszystkich tu przywołanych. Jego wymiary wynoszą 128 × 190 cm. Przed laty znajdował się w kolekcji malarstwa rodziny Hochbergów na zamku Książ, dokąd kilka lat temu powrócił i prezentowany jest obecnie w ramach ekspozycji Muzeum Narodowego we Wrocławiu „Metamorfozy Zamku Książ”.

Dzieło przedstawia dramatyczną scenę ataku myszołowa (jednak nie jastrzębia, jak określono tego drapieżnika w katalogu malarstwa niderlandzkiego) na stadko kaczek (piżmówek i rożeńców), wśród których w samym centrum obrazu dostrzec możemy przelatującą parę zimorodków. Dynamika kompozycji tego dzieła poprzez wierne oddanie układu i ruchu skrzydeł ptaków przerażonych pojawieniem się drapieżcy, znakomicie potęguje wrażenie dramatyzmu. Zimorodki także uciekają przed myszołowem i prawdopodobnie zdołają się przed nim ukryć. A przynajmniej taką mamy nadzieję!

W tym miejscu, kończąc już opowieść o turkusowych latających klejnotach, chcę wspomnieć o dość zagadkowej nazwie tego pięknego stworzenia. Otóż w języku polskim nazwa „zimorodek” wskazywałaby na rzekome „rodzenie się” tych ptaków w okresie zimowym. Jest to jednak niezgodne z prawdą, a wynikało z faktu, że w dawnych czasach ludzie nieraz spotykali zimorodki także zimą, gdy nagle przemykały nad wodą, często zamarzniętą, w poszukiwaniu pokarmu. Bardziej logiczne wydaje się użycie nieco zmienionej nazwy „ziemiorodek”, gdyż ptaki te zakładają gniazda w dość głębokich norkach wykopanych w stromym brzegu. Pisklęta wychodzą zatem niejako z ziemi!

W języku niemieckim nazwa zimorodka Eisvogel oznacza dosłownie lodowego ptaka. Jednak Anglicy nazwali go po prostu Kingfisher , czyli „król rybaków”! I myślę sobie, że jak najbardziej ptak ten na tak zaszczytny tytuł zasługuje!

Zimorodki mają też swoją długą tradycję obecności w kulturze już od czasów antycznych. W mitologii greckiej znana jest bowiem księżniczka o imieniu Alkione (a łacińska nazwa zimorodka zwyczajnego to właśnie Alcedo atthis), która została przez bogów ukarana w sposób bardzo surowy za porównywanie się jej i jej męża do Hery i Zeusa. Mąż Alkione został przez bogów uśmiercony, a ona sama zaś z rozpaczy rzuciła się do morza. Okrutni bogowie, żałując tak surowego wyroku, zamienili ostatecznie nieszczęsnych małżonków w parę zimorodków. Według starożytnych pogodne dni zimą następowały w tym celu, by zimorodki mogły się spokojnie wykluć z jaj. Określano ten czas „dniami zimorodka”. Ustawał wówczas wiatr Eol i Morze Egejskie uspokajało się zupełnie.

W średniowieczu z kolei niestety zabijano zimorodki by z ich suszonej skóry tworzyć talizmany, mające ponoć chronić przed piorunami. Jakże piękna jest jednak wersja znana z irlandzkiej opowieści o wielkim biblijnym potopie, która głosi, że zimorodek, który początkowo był szarym ptakiem, zyskał swe kolory, kiedy został wysłany przez Noego na zwiady. Wówczas to miał opalić swój brzuszek na pomarańczowo, a jego grzbiet przybrał barwy turkusu i błękitu od koloru nieba.

Warto wiedzieć, że również w tryptyku Hieronimusa Boscha Ogród rozkoszy ziemskich zimorodek jest wyraźnie wyeksponowany przez artystę w centralnej partii dzieła. W tym jednak kontekście ma on symbolizować hipokryzję… Jakież to krzywdzące dla tych pięknych ptaków, prawda?!

Na zakończenie przytoczę fragment z dzieła polskiego poety doby romantyzmu. Otóż Wincenty Pol w wierszu Do Pana W. D., napisanym w 1856 roku, zamieścił taki oto ustęp, odnoszący się do polskiej nazwy naszego bohatera:

Że Pan Wodzicki wie o zimorodku,
Co ściele gniazdo w samej zimy środku,
Temum nie przeczył; sam język świadczy,
Że tej ptaszynie zima nasza matczy.

A wszystkim tym, którzy zechcieli poświęcić chwilę na lekturę tego tekstu, pragnę życzyć z całego serca, by jak najczęściej było im dane cieszyć oczy pięknem turkusowych klejnotów przelatujących szybko gdzieś nad wodą… By spotykali jak najliczniej zwinne zimorodki!

Michał Antoni Pieczka, adiunkt w Dziale Edukacji Muzealnej MNWr
10 listopada 2021

■ Zapraszamy do lektury innych tekstów z cyklu „Intrygujące!” ➸

 

print