Mój pierwszy kontakt ze sztuką Jurkiewicza to jego… okulary. Zapamiętałem z dzieciństwa charakterystyczne oprawki pomalowane czarną i białą farbą. Zawsze robiły na mnie wrażenie. Widywałem go często w naszym bloku i pytałem babcię, dlaczego ten pan ma takie dziwne okulary (odpowiadała, że to znany dziennikarz).
Gdy bardziej świadomie zetknąłem się ze sztuką „dziennikarza”, przekonałem się, że autokreacja – okulary i błękitno-czerwony strój, była częścią jego twórczości.
Bardzo lubię pracę Błękit nieba, fotografię wyciśniętej tubki farby z etykietą „błękit nieba”. Wciąż fascynuje mnie malowana przez lata obsesyjna seria „Kształt ciągłości”. Zastępując pędzel lejkami na niebieską i czerwoną farbę, artysta za pomocą przykładnicy malował równoległe linie, eksplorując granice malarstwa i… własnego wysiłku, o czym przeczytałem w katalogu Zdzisław Jurkiewicz, wydanym przez Muzeum Narodowe we Wrocławiu w 2011 r. (uwaga, lokowanie produktu ;-).
Efekt końcowy uzyskany za pomocą „gestu wspomaganego” (określenie malarza) kryje w sobie tajemnicę. Zanim jednak widz zdąży zadumać się nad ideą nieskończoności, szybko zostaje sprowadzony na ziemię, że to tylko „26,6 metrów błękitu i czerwieni”.
„Swoimi pracami nic nikomu nie wmawiam. A przede wszystkim nie kłamię!” – mówił artysta.
Przewrotny konceptualista.
Kto inny mógł stworzyć Białe, czyste, cienkie, płótno?
Łukasz Walawender, współautor identyfikacji wizualnej Muzeum Narodowego we Wrocławiu
#zoom_na_muzeum – zapraszamy również do lektury innych tekstów ➸