Z Jacqueline Kornmüller reżyserką spektaklu i Peterem Wolfem, producentem rozmawia Anna Kowalów

Fot. Vadim Belokowsky

Dlaczego to właśnie mitologiczny Ganimedes został patronem tego projektu?
Jacqueline Kornmüller:
Ganimedes był najpiękniejszym dzieckiem na ziemi, zakochał się w nim najpotężniejszy z Bogów – Zeus i porwał go na Olimp. Tam urodziwy młodzieniec zajmował się roznoszeniem bogom ambrozji i nektaru. W wiedeńskim Kunsthistorisches Museum [Muzeum Hisztorii Sztuki – red.] znajduje się obraz przedstawiajacy ten mit, namalowany  przez Coreggia. I właśnie ten obraz był jednym z wybranych przez nas do pierwszej edycji projektu “Ganymed Boarding”, który realizowaliśmy w Wiedniu w 2010 roku. Tekst inspirowany obrazem napisał Paulus Hochgatterer. To był bardzo poruszający dialog pomiędzy afgańskim chłopcem a przemytnikiem przerzucającym go nielegalnie przez granicę. I bardzo dobry przykład na to, jak różnie ten dawny mit prezentowali dawni mistrzowie.

„Ganymed” po raz pierwszy pokazywany był w Kunsthistorisches Museum w Wiedniu, oczywiście były inne obrazy, inni pisarze i inni aktorzy. Jak to wypadło w Wiedniu?
Peter Wolf:
Nasz pomysł był czymś zupełnie wyjątkowym, ponieważ wcześniej nikt czegoś takiego nie robił. Oczywiście było to ryzykowne i my zdecydowaliśmy się na takie ryzyko, choć przygotowanie tej realizacji jest bardzo kosztowne. Mieliśmy jednak dużo szczęścia. Okazało się, że był to strzał w dziesiątkę. Ludzie pokochali projekt, tłumnie przychodzili, by zobaczyć niezwykłe przedstawienia w muzeum. W sumie w Wiedniu spektakl zobaczyło 8 tysięcy osób, wiele z nich przychodziło dwa, trzy razy.
 
Przedstawienie „Ganymed goes Europe” ma bardzo nietypową formę. Nie będzie tu oddzielonej jak w teatrze sceny i widowni,  nie będzie foteli, w których można wygodnie zasiąść, jak zatem będzie wyglądało to przedstawienie? Czego widzowie mają się spodziewać?
J.K.:
Widzowie mają całkowitą dowolność, mogą wybierać, kiedy i jak długo będą stać przy danym dziele sztuki i przedstawieniu przy nim granym. Jeśli jedno z siedmiu przedstawień wyjątkowo im się spodoba, to mogą zostać przy nim cały czas. Monodramy grane są w siedmiu salach równocześnie i będą wielokrotnie powtarzane. Każdy z nich trwa od 5 do 15 minut. Każdy z widzów przed wejściem na spektakl dostanie małe krzesełko, ulotkę z mapką i tak zaopatrzony może zacząć swoją wędrówkę po muzeum.

Nowością dla widza teatralnego jest również to, że na to przedstawienie wchodzi się przez sześć różnych wejść. Dlaczego?
P.W.:
Taki podział jest konieczny na początku spektaklu, by uniknąć sytuacji, że na przykład kilkadziesiąt osób zechce wejść do tej samej sali w tym samym czasie. Mamy sześć różnych wejść, każde z nich prowadzi do innego obrazu i aktora. Wejścia są oznaczone kolorami, a na biletach umieściliśmy informację, od jakiego koloru należy zacząć. Potem każdy porusza się tak, jak chce. Mogą się zdarzyć sytuacje, że trzeba będzie poczekać przed którąś z sal, ponieważ akurat trwa tam przedstawienie lub jest zbyt mało miejsca.

Teksty inspirowane obrazami ze zbiorów Muzeum Narodowego we Wrocławiu specjalnie do tego przedsięwzięcia napisali znani pisarze.  O czym piszą? Jakie tematy poruszają?
J.K
:  Mariusz Wilk napisał tekst o relacji córka–ojciec, Martin Pollack o wygnaniu, Marek Bieńczyk porusza temat granicy między snem a jawą. Małgorzata Sikorska-Miszczuk wymyśliła kobietę w formalinie, która wędruje po biegunie południowym po to, by doświadczyć uczucia zimna, a Agnieszka Drotkiewicz pisze o dwóch kobietach opowiadających o swoich doświadczeniach seksualnych. Thomas Glavinic stawia nas twarzą w twarz z nagością ludzkiego ciała, natomiast nobliska Elfriede Jelinek porusza temat zniewolenia kobiet w naszym społeczeństwie na przestrzeni wieków.

Jak udało się pozyskać do przedsięwziecia Elfriede Jelinek, laureatkę Literackiej Nagrody Nobla?
P.W.:
Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że pisarka wyraziła zgodę na przetłumaczenie na język polski swego tekstu napisanego specjalnie dla naszego projektu w Wiedniu do obrazu Velazqueza “Infantka”. Dzięki temu możemy jej tekst zaprezentować we Wrocławiu. A dzięki uprzejmości Sabine Haag, dyrektorki Kunsthistorsche Museum w Wiedniu, udało się wypożyczyć obraz Velazqueza i przywieźć do Wrocławia. Tekst Jelinek jest fantastyczny, feministyczny, mówi o zniewoleniu kobiet. Kiedy słuchasz tego tekstu, masz wrażenie, że ona chciałaby natychmiast zniszyć ten przepiękny i jednocześnie bardzo cenny obraz Velazqueza.

Aktorzy biorący udział w spektaklu wrocławskim zostali wyłonieni podczas castingu. Jak się Pani współpracuje z polskimi aktorami? Czy ta nietypowa forma sprawia im jakieś kłopoty?
J.K.:
Ta praca jest dla nich bardzo inspirująca. Muszę powiedzieć, że wszyscy są świetnie przygotowani. Ja w mojej pracy reżysera zawsze staram się dawać zespołowi aktorskiemu tak dużą swobodę, jak jest to możliwe w danej sytuacji.

Dla kogo przede wszystkim jest ten spektakl?

P.W.: To przedstawienia dla wszystkich osób zainteresowanych kondycją naszego świata. Dla ludzi, którzy interesują się współczesną literaturą, dla tych, którzy lubią teatralne eksperymenty i tych, którzy uwielbiają podziwiać dawne malarstwo i ciągle odkrywać w nim coś nowego.

print