Czyli zapomniany habitat rzeźbiarzy wrocławskich doby wczesnonowożytnej
20 kwietnia 2015 r. w witrynie apteki mieszczącej się w przyziemiu domu przy placu Nowy Targ 45 we Wrocławiu przechodnie mogli zobaczyć wiązankę kwiatów z pomarańczową – i nie był to przypadek – szarfą, na której można było przeczytać:
GERHARDOWI HENDRIKOWI Z AMSTERDAMU / WYBITNEMU RZEŹBIARZOWI WROCŁAWSKIEMU, ZMARŁEMU 20.04.1615 r., W 400. ROCZNICĘ ŚMIERCI.
Zaskoczenie i konsternacja tych, którzy zatrzymywali się przed witryną, było poniekąd zrozumiałe – w miejscu, w którym doprawdy trudno doszukać się odległej historii, w tej na wskroś nowoczesnej architekturze, nagle pojawiła się informacja odwołująca się do zamierzchłej przeszłości.
Dzisiejsza zabudowa placu Nowy Targ to ewidentny efekt tego, co Josif Brodski w przypadku zniszczonego podczas drugiej wojny światowej Rotterdamu wyraził słowami:
Przez cztery dni bombardowali miasto,
aż został tylko rudy pył w powietrzu.
Miasta nie mogą jak ludzie w czas burzy
schronić się w bramie. Domy nie umieją
szaleć ze strachu, żegnać się z nadzieją,
wołać o pomstę, gdy walą się w gruzy.
[…]
Gdzie spojrzeć, sterczą bryły nowych bloków.
Le Corbusiera to łączy z Luftwaffe,
że i on działa z werwą, bez ogródek
na rzecz przemiany oblicza Europy.
[Dziennik Rotterdamski (Rotterdam, lipiec 1973), w: Josif Brodski, 82 wiersze i poematy, Kraków, 1989]
I chociaż we Wrocławiu to nie Luftwaffe, lecz barbarzyńskie decyzje gauleitera Dolnego Śląska Karla Hankego oraz komendanta Festung Breslau generała Hermanna Niehoffa, a w konsekwencji tzw. nalot wielkanocny roku 1945 wojsk 1. Frontu Ukraińskiego pod dowództwem marszałka Iwana Stiepanowicza Koniewa, które zniszczyły historyczne centrum Wrocławia i sprawiły, że ta część miasta prawie w całości zniknęła z powierzchni ziemi – to efekt był zbliżony. Na wypalonej ziemi odradzało się polskie miasto w duchu fascynacji dla Le Corbusiera.
Od zniszczenia miasta minęła przeszło dekada, kiedy to w biurze Miastoprojekt-Wrocław rozpoczęto opracowanie zabudowy Nowego Targu przez grupę architektów: Ryszarda Natusiewicza (1927–2008), Włodzimierza Bronic-Czerechowskiego (ur. 1928) oraz Anny (1923–2017) i Jerzego (ur. 1926) Tarnawskich. Powstała w latach 1957–1958 koncepcja architektoniczna w duchu modernizmu, którą ostatecznie zrealizowano, na drodze pewnego kompromisu i rezygnacji z niektórych jej elementów, do roku 1964.
Przeszło 50 lat istnienia tej zwartej powojennej zabudowy pozbawiło nas świadomości, czym w przeszłości był Nowy Targ. Także ostatnia jego rewitalizacja w 2013 r. wraz z zagospodarowaniem powierzchni tego rozległego – jak na ścisłe centrum wielkiego miasta – placu, nie zmieniła „sennego” i mało wyrazistego charakteru tego miejsca. W przeszłości jednak było to tętniące życiem, pełne gwaru licznych języków oraz dialektów nieprzebranego tłumu bywalców – miejscowych i przyjezdnych – założenie urbanistyczne. Niezwykle malownicze i każdemu zapadające w pamięci, m.in. za sprawą usytuowanej w centrum placu barokowej fontanny Neptuna (zwanej Gabeljürgen / Jurek z widłami). Nagromadzenie tu kramów kupieckich, licznych straganów, stoisk z warzywami, wozów drabiniastych, skrzyń i koszy wiklinowych wypełnionych wiktuałami – do początku drugiej dekady XX w. czyniło ten areał bodajże najbardziej zaludnionym fragmentem blisko milionowego miasta.
Ta jego prymarna funkcja handlowa, biorąca swój początek w czasach średniowiecza, nie pozbawiła jednocześnie Nowego Targu jeszcze jednej wyraźnej specyfiki. A była nią obecność artystów. Od najdawniejszych czasów wschodnią pierzeję placu Nowy Targ (nr. domów 13–22) i dochodzącą do niej ul. Piaskową (nr. domów 1–11) zamieszkiwali malarze, także iluminatorzy.
Ten fragment zabudowy był w późnym średniowieczu określany mianem „Pod Malarzami”, potwierdzone to zostało w 1562 r., ale o wcześniejszych mieszkańcach tego miejsca i ich profesji przez stulecia zaświadczała pochodząca z końca XV w. kamienna figura Marii na sierpie księżyca, zwana Niebieską Marią (dzisiaj w zbiorach Muzeum Narodowego we Wrocławiu) umieszczona pierwotnie na narożniku kamienicy nr 13, w której znajdował się zajazd „Pod Niebieską Marią”. Jej związek z cechem malarzy demonstrowała tarcza herbowa tej zawodowej korporacji wyrzeźbiona na florystycznej, dzisiaj już niezachowanej konsoli. O tym z kolei, że przywiązanie malarzy do tej części miasta trwało również wieki później, dowodzi życiorys wrocławskiego malarza Philippa Hoyolla (1816–1876), który mieszkał na Nowym Targu pod numerem 2 i tu namalował – zapewne będąc bezpośrednim obserwatorem tych wydarzeń – dramat, jaki rozegrał się jako przysłowiowa wigilia Wiosny Ludów w 1847 r. podczas wrocławskich rozruchów głodowych – słynny obraz Zburzenie piekarni na Nowym Targu 11 ➸
Pierzeja zachodnia Nowego Targu (nr. domów 34–45) także uległa całkowitemu zniszczeniu w 1945 r. A tu, na rogu ul. Kotlarskiej, znajdowały się dwie szczególnie interesujące nas kamienice. Ta pod nr. 45 w XIX w. była okazałą 5-kondygnacyjną i 4-osiową budowlą od strony Nowego Targu i dwuosiową od strony ul. Kotlarskiej. Przed wojną mieścił się w niej jeden z większych domów towarowych w tej części miasta, w którym oferowano ubrania męskie. W sąsiednim domu nr 44 – 6-kondygnacyjnej i 2-osiowej kamienicy – przez lata urzędowali szewcy.
I to właśnie w tej okolicy w XVI wieku mieszkali najwybitniejsi wrocławscy rzeźbiarze czasów późnego renesansu, manieryzmu i baroku. Pierwszym był Jacob Gross Starszy (zm. 1578) – kamieniarz, zapewne też rzeźbiarz, pochodzący z Saksonii, który do Wrocławia przybył z czeskiego Mostu i w latach 1554–1578 sprawował urząd architekta miejskiego. On to w 1571 r. zakupił dom pod nr. 44 na Nowym Targu. Wąską, niepozorną kamienicę, która dała schronienie jemu i jego potomkom jeszcze przez długie dziesięciolecia.
Nie tylko nieruchomość, ale przede wszystkim profesję odziedziczył po ojcu Friedrich Gross, zw. Starszym (ok. 1540–1589) – najwybitniejszy rzeźbiarz wrocławskiego renesansu. O tym, że mieszkał na Nowym Targu, świadczy najstarszy znany urzędowy plan miasta Wrocławia z 1578 r., na którym artysta podpisał się w miejscu, gdzie mieszkał: Durch Fredericus Gross Bilthauer Stenmetz 1578.
A że wiązał z tym fragmentem miasta także swoją przyszłość, zaświadcza z kolei fakt, iż wraz z matką i szwagrem sprzedał – zapewne w związku z zawarciem małżeństwa w 1582 r. – odziedziczony po zmarłym ojcu „stary” dom, jaki posiadała rodzina przy ul. Krupniczej, i w 1584 r. za 950 talarów zakupił sąsiedni narożny, lecz znacznie okazalszy budynek przy Nowym Targu pod nr. 45 – i jeszcze przed końcem życia zawarł w testamencie zapis o zakazie sprzedaży tej nieobciążonej hipotecznie okazalszej nieruchomości, godząc się jedynie na spieniężenie nieruchomości pod nr. 44, dla pokrycia długu względem teściowej (co nastąpiło w 1594 r.).
Spadkobiercami Friedricha byli synowie-rzeźbiarze Jacob Gross Młodszy (1572–ok. 1589) i Friedrich Gross Młodszy (1574–1609) oraz Wilhelm Gross (zm. po 1607) – medyk w rudolfińskiej Pradze. Niestety Jacob zmarł kilka miesięcy po ojcu.
Jeszcze za życia Friedricha Grossa Starszego do jego warsztatu rzeźbiarskiego został przyjęty w 1587 r. utalentowany i znakomicie wykształcony, obyty w świecie czeladnik Gerhard Hendrik z Amsterdamu (1559–1615), który po śmierci mistrza poślubił w roku 1590 wdowę Ursulę Gross (z d. von Rindfleisch, zm. 1606) i tym sposobem stał się najważniejszym lokatorem domu pod nr. 45 przy Nowym Targu. Przejął również odpowiedzialność za rodzinę Grossa (drugi syn Friedricha również był słabego zdrowia, najmłodszy zaś robił karierę naukową), zapewniając ciągłość funkcjonowania warsztatu. Spełnił także ostatnią wolę swojego mistrza – wszyscy mieszkający wraz z nim lokatorzy do świąt Wielkiej Nocy 1593 r. (a wśród nich były także córki Friedricha Grossa Starszego, z których Regina wyszła za mąż również za rzeźbiarza – Michaela Wittiga) nie musieli płacić czynszu, lecz po tym terminie już mieli obowiązek to robić.
W 1598 r. Hendrik spłacił spadkobiercom raty za wyłączne prawo do domu pod nr. 45; w 1604 r. dokupił nieruchomość pod nr. 44 – i tak ten przybyły z odległego Amsterdamu rzeźbiarz stał się właścicielem obydwu kamienic na Nowym Targu. Śmierć jego sędziwej już żony Ursuli (primo voto Gross) w grudniu 1606 r. sprawiła, że ten blisko 50-letni mężczyzna zdecydował się po niespełna pół roku wdowieństwa poślubić w maju 1607 r. o blisko 30 lat młodszą swoją dotychczasową wychowankę – nad którą sprawował kuratelę i która u niego od lat zamieszkiwała – Barbarę Wittig (1587–1623), córkę Reginy (z d. Gross) i rzeźbiarza Michaela Wittiga, a wnuczkę Friedricha Grossa Starszego. Wszystko zatem pozostało w rodzinie.
20 kwietnia 1615 r. Gerhard Hendrik zmarł w domu pod nr. 45 na Nowym Targu w wieku niespełna 56 lat. I chociaż doczekał się z młodą żoną potomstwa (a miał je także z pierwszego małżeństwa) – historia jednak zatoczyła przysłowiowe koło, ponieważ to nie jego dzieci przejęły po nim ową nieruchomość wraz z wielkim warsztatem rzeźbiarskim, lecz jego uczeń – Gregor Hahn. A było to tak.
Chociaż obaj synowie Hendrika także zostali wyuczeni na rzeźbiarzy, to jeden okazał się być ściganym przez prawo hochsztaplerem, którego ojciec wydziedziczył, drugi zaś nie powrócił do Wrocławia z wędrówki czeladniczej. W tej sytuacji, gdzie ważne było „zachowanie” warsztatu przy rodzinie, jego właścicielka – Barbara, wdowa po Gerhardzie Hendriku, w lutym 1616 r. wyszła za mąż za swojego rówieśnika Gregora Hahna z Jankowic Wielkich k. Brzegu (ok. 1588–1646) i wniosła mu w posagu cały majątek odziedziczony po pierwszym mężu. W dodatku chrzest ich pierwszego dziecka odbył się raptem po trzech miesiącach od ślubu – w księdze chrztów kościoła pw. św. Marii Magdaleny we Wrocławiu dzień ten – 21 maja 1616 – opatrzony został przez pastora adnotacją „nota bene” i zapisaną na marginesie datą ślubu rodziców uzupełnioną wykrzyknikami.
Gregor Hahn niewątpliwie był uzdolnionym i podziwianym rzeźbiarzem, o czym zaświadczają jego lukratywne kontrakty. Jeszcze w czerwcu 1623 r. prowadził w dawnym domu Grossów i Hendrika warsztat rzeźbiarski. W podpisanej przez siebie umowie z książętami ziębicko-oleśnickimi na wykonanie monumentalnego nagrobka księcia Karola II Podiebrada określony został właśnie jako „rzeźbiarz mieszkający w domu na Nowym Targu”. I już nie mamy pewności, czy wraz ze śmiercią swojej żony Barbary (zm. 26 grudnia 1623) zdecydował się opuścić swoje dotychczasowe mieszkanie, czy żył tutaj w dalszym ciągu i jeszcze jak długo? Wiemy za to, że zapewne ze względu na czasy wojny trzydziestoletniej nie wiodło mu się najlepiej i 5 stycznia 1646 r. zmarł w biedzie.
I tym sposobem okazuje się, że we wspomnianych dwóch kamienicach na Nowym Targu w przeciągu kilkudziesięciu lat – od 1571 do zapewne 1646 r. – żyła elita twórców wrocławskiej rzeźby czasów wczesnonowożytnych. Najwybitniejsi z wybitnych – poczynając od trzech pokoleń Grossów, przez Wittiga, Hendrika i na Hahnie kończąc. I jako artyści nie czuli się w tym miejscu osamotnieni. Jeżeli przyjąć, że to właśnie tutaj w latach 1605–1610 powstał najdroższy śląski pomnik nagrobny wszech czasów – wykonany przez Gerharda Hendrika monumentalny nagrobek cesarskiego marszałka Melchiora von Rederna, który trafił do kościoła w czeskim Frýdlandzie, to jest on dziełem przy którym obok samego mistrza pracowało także 18 jego pomocników – uczniów i czeladników – także jeden poler oraz współpracujący z rzeźbiarzami odlewnicy pod kierownictwem Jacoba Starszego (II) Götza (zm. 1618). Pomnik ten wart jakoby 40.000 talarów zdumiewał swoim bogactwem, na które składały się aplikacje odlane z czystego złota i inkrustowane w różnokolorowe marmury kamienie szlachetne.
To warsztat na Nowym Targu był miejscem, gdzie wykonane zostały najcenniejsze ambony śląskiej reformacji – i ta kamienna w kościele pw. św. Marii Magdaleny we Wrocławiu (za blisko 1500 talarów sprawił ją Friedrich Gross Starszy w latach 1579–1581), i ta drewniana w kościele zamkowym w Oleśnicy (dzieło za 400 talarów autorstwa Gerharda Hendrika z 1605 r.).
Tu na rogu Nowego Targu i ul. Kotlarskiej, w warsztacie Gregora Hahna, zakontraktowany został najokazalszy, jaki kiedykolwiek planowano, śląski pomnik nagrobny. 6 maja 1623 r. został on zamówiony przez braci Henryka Wacława i Karola Fryderyka – książąt ziębicko-oleśnickich, w celu uczczenia w świątyni zamkowej w Oleśnicy pamięci ich ojca – księcia Karola II Podiebrada. Chociaż monument ten – a zgodnie ze znanym kontraktem i projektem składający się m.in. z odlanych w brązie naturalnej wielkości, pełnoplastycznych figur ośmiu książęcych dzieci oraz klęczących postaci ich rodziców, krucyfiksu, kapiteli kolumn, mitry książęcej, herbów, dopełniony licznymi rzeźbami z piaskowca, alabastru, czterech gatunków marmuru, stiuku, blachy miedzianej, z licznymi pozłoceniami i polichromiami – miał być wykonany za 7600 talarów do 1625 r., to mimo dwukrotnej prolongaty tego terminu ostatecznie w 1630 r. zleceniodawcy zabrali z warsztatu na Nowym Targu wszystkie niewykończone jego elementy z rzeźbami z brązu na czele.
W tym usytuowanym na rogu Nowego Targu i ul. Kotlarskiej warsztacie rzeźbiarskim w przeciągu tych blisko 80 lat na przełomie XVI i XVII wieku powstało zapewne sto kilkadziesiąt epitafiów i nagrobków „zapełniających” ściany i posadzki kościołów luterańskich oraz katolickich stolicy Śląska i całej prowincji. I to poczynając od książęcych monumentów (np. w latach 1589/1590 Hendrik wykonał epitafium księcia Jerzego Ernesta Piasta w kościele pw. św. Błażeja w Oławie, a w latach 1606–1608 epitafium i nagrobek księżnej Anny Wirtemberskiej i jej dwóch mężów – książąt z dynastii Piastów, umieszczone w kościele pw. śś. Piotra i Pawła w Chojnowie), poprzez pomniki biskupów i sufraganów (ten sam rzeźbiarz jest w latach ok. 1590/1591 autorem nagrobka bpa Andreasa von Jerina we wrocławskiej katedrze), i na upamiętniających nobilitowanych patrycjuszy i mieszczan (z rodów m.in. Egkhów, Pfintzigów, Fürstów, Rindfleischów, Rehdigerów, Uthmannów czy Hermannów) oraz szlachtę śląską (np. niezwykły, bo także z pełnoplastyczną, naturalnej wysokości figurą rycerza odlaną w brązie nagrobek Hansa von Kanitza w kościele pw. św. Szczepana w Szczepanowie Górnym k. Środy Śląskiej – dzieło Gregora Hahna z ok. 1620 r.) kończąc. Niektórzy z nich – jak np. Hendrik – pracowali też dla zleceniodawców z terenów Rzeczpospolitej (przed 1604 r. Holender wyrzeźbił zachowany obecnie fragmentarycznie nagrobek szlachecki kasztelana kaliskiego Jana Konarskiego w kościele pw. Matki Boskiej przy Żłóbku w Kobylinie).
Także na Nowym Targu powstał w latach 1602–1607 pełen wystrój i wyposażenie rzeźbiarskie całej luterańskiej, przyzamkowej świątyni, którą był kościół pw. Trójcy Świętej w podwrocławskiej Żórawinie. Jedna z najbardziej wyrafinowanej kreacji sztuki manieryzmu w naszej części Europy, którą Hendrik zaspokoił ambicje „wielkich” tego świata – braci Hanniwaldtów. Spełniał także życzenia i „ozdabiał” świątynie i rezydencje majętnych śląskich mecenasów sztuki (Schaffgotschów w kościele pw. Trójcy Świętej w Żmigrodzie i Podiebradów w ich zamku w Oleśnicy)
A gdy do tego dodamy jeszcze to, że w owych budynkach przy Nowym Targu 44 i 45 pracowali także architekci i miejscy fortyfikatorzy (bo nimi byli Grossowie), również artyści parający się tworzeniem medali oraz rzeźbiący w kości słoniowej (takie umiejętności posiadał Hendrik), że w domach tych były zasobne biblioteki z traktatami artystycznymi, wzornikami, setkami znakomitych rycin włoskich, niderlandzkich i niemieckich, także swoiste kunstkamery stworzone przez ich właścicieli – artystów (Hendrik gromadził np. indiańskie akcesoria), to… ten wieniec białych kwiatów, jaki pojawił się w czterechsetną rocznicę śmierci Gerharda Hendrika 20 kwietnia 2015 r. w oknie apteki na rogu placu Nowy Targ i ul. Kotlarskiej, był doprawdy tylko bardzo symbolicznym gestem. Skromną i jakże „przelotną” próbą zwrócenia uwagi na miejsce, któremu Wrocław zawdzięcza tak wiele, wiele piękna – tu właśnie wykonanych dzieł sztuki stojących na bardzo wysokim poziomie.
Piotr Oszczanowski, dyrektor Muzeum Narodowego we Wrocławiu
— #zoom_na_muzeum – zapraszamy również do lektury innych tekstów ➸