Okiem Agaty:
„Malarsko o porywach miłości. Walentynkowa wizyta w Muzeum”

Rozmowa Grzegorzem Wojturskim, z Działu Oświatowego Muzeum Narodowego we Wrocławiu, przygotowującym walentynkową prezentację kolekcji MNWr.

Muzeum, choć to instytucja poważna i nobliwa, nie oprze się 14 lutego walentynkowemu szaleństwu i w tym dniu zaprasza na zwiedzanie z miłością w tle…
Stało się to swego rodzaju tradycją, że walentynki są okazją do innego spojrzenia na nasze zbiory. W sumie każda okazja jest do tego dobra, a tym razem będziemy mogli się pochwalić dziełami, które niejednokrotnie wymagają komentarza, by widz zrozumiał i w pełni docenił intencje i kunszt autora.

Zaplanowałeś walentynkowe zwiedzanie wystawy „Sztuka europejska XV–XX wieku”. Czy tu jest najwięcej przykładów obrazowania gorących uczuć?
W poprzednich latach odwiedzaliśmy inne ekspozycje, bo miłość znaleźć u nas można w dziełach sztuki w każdej galerii.

Zażartuję: „Love is in the air”, ale są różne odmiany miłości. Od tej cielesnej, po duchową, od rodzicielskiej po miłość do ojczyzny, sztuki, natury czy Boga. Jest też caritas, czy w końcu miłość do pieniądza. Któremu uczuciu poświęcone jest walentynkowe oprowadzanie?
Zdecydowałem, że zajmiemy się tylko Erosem, zupełnie pomijając Tanatosa. Będę mówić o uniesieniach serca prowadzących do spełnienia, ale też i do zguby. O boskim Amorze/Kupidynie, którego strzały kaleczą serca ludzi, ale też o wzlotach i miłosnych upadkach herosów i bogów.

Czyli będzie to opowieść o ciele, jego pożądaniu i potrzebach – czyli o przyspieszających tętno podnietach?
O nie, nie będzie pornografii, nie planuję niczego obscenicznego. Artyści przez wieki wypracowali język metafor, który umożliwiał im „bezpieczne” poruszanie tematów obyczajowo zakazanych. Najczęściej sięgali do zasobów mitologicznych, czy też biblijnych, które uzasadniały ukazywanie nagiego ciała. Temat był pretekstem do opowieści o uczuciach, a przy tym zazwyczaj przestrogą. Będziemy zatrzymywać się przy aktach, spotkamy na swej drodze plejadę bogów o słabościach iście ludzkich. Ich dzieje prezentowane w malarstwie będą wymownie określać konsekwencje ulegania pokusom. Spotkamy w galerii Narcyza, którego bogowie ukarali za obojętność wobec wdzięków nimf. Wiemy, jak skończył – za karę już od wieków wpatruje się w taflę wody, podziwiając swe piękne odbicie, a nie widzi urody świata wokół. Czy było to zemstą odrzuconej przez niego bogini Echo, czy też po prostu karą boską – widzowie ocenią sami.

Czy analizować będziesz jedynie obrazy ukazujące zachowania heteronormatywne?
Już sam mit Narcyza odbiega od tego modelu, ale zajmować nas będą stosunki damsko-męskie, tu wystarczająco dużo jest do roztrząsania.

Przywołasz Biblię i opowieść o Adamie i Ewie, którzy do momentu zjedzenia zakazanego owocu korzystali z rajskich rozkoszy?
Żyjąc w naszym kręgu kulturowym, trudno uniknąć tego przykładu. Więcej czasu poświęcimy jednak mniej popularnym chrześcijańskim motywom ikonograficznym – choćby scenom z życia św. Marii Magdaleny, pędzla holenderskiego malarza Lucasa van Leydena. Ukazał on jej miłostki zanim spotkała na swej drodze Jezusa.
W inny sposób koleje miłości ukazał malarz włoski Giambettino Cignaroli w obrazie Abraham wypędzający Hagar. Tu miłość zderzy się z uczuciem zazdrości, stąd teatralny sposób ujęcia, dramatyczna gestykulacja i rozpacz, które doskonale ujęte zostają w barokowej manierze. To Biblia.
Odmienną zgoła temperaturę ma z kolei opowieść o Herkulesie i Omfale, popularna do połowy XVIII wieku. W tej alegorii zakochany mocarz ukazany został żartobliwie przez Andreę Celestiego jako ten, który traci męskość w zderzeniu z uczuciem i pod wpływem manipulacji kochanki. Heros niebacznie naraził się na śmieszność, gdy wręcz „zniżył się” do tego, że tkał dla „ukochanej”, co w tamtych czasach postrzegane było za niegodne męża.

Czyli zajmiesz się dydaktycznym wymiarem artystycznego ukazywania porywów serca?
Trudno od tego uciec. Taką sztandarową przestrogą jest opowieść o porwaniu Heleny Trojańskiej, co doprowadziło do dziesięcioletniej bratobójczej wojny. Moralizatorski ton mają także obrazy z kręgu niderlandzkiego – sceny rodzajowe, jak choćby U kuplerki namalowany przez Jana van Bijlerta, naśladowcę Caravaggia, w którym młodzieniec płaci za możliwość obściskiwania wydekoltowanej młódki.

Morał prosty – miłości nie da się kupić. Przed czym jeszcze przestrzegają w wybranych przez ciebie dziełach ich artyści?
Choćby Jacob Willemsz. de Wet Starszy, malując Wielkoduszność Scypiona, odniósł się do aktualnego zagadnienia w niespokojnych czasach połowy XVII wieku. Opisany przez Liwiusza władca darował wolność porwanej sprzed ołtarza ślubnego brance – przez Europę przetaczały się wojny, potrzebny był przykład do naśladowania i malarz go dostarczył. Scypion pokazany jest jako ten, który wzniósł się ponad korzyści własne i uległ sile współczucia.
Za to Hovingham, naśladowca Poussina, zaprezentował swoją wizję Antiope i Jupitera. Znów temat mitologiczny ukazujący zauroczenie hedonistycznego boga, który zamieniony w fauna uderza w amory do śpiącej nimfy. Wiadomo, że szybko się znudził i porzucił kochankę, ale konsekwencje pozostały. Antiope urodziła bliźnięta, nad losem których ciążyło fatum.

Zauroczenie miłosne niejednokrotnie ma tragiczny finał…
Z jednej strony tak, a z drugiej malarze pokazywali i inną stronę uczuć – jak choćby zrobił to w obrazie Cierpienia miłości Ludwig Hofmann, który obejrzymy na zakończenie godzinnego zwiedzania. Dzieło namalowane na przełomie XIX i XX wieku ukazuje tulącą się parę na tle nostalgicznego w wyrazie krajobrazu i – moim zdaniem – prezentuje słuszną ideę, że we dwoje łatwiej jest stawiać czoło losowi. To taki pozytywny akcent na koniec wspólnego spaceru po wystawie.
Bo przecież miłość powinna nam dostarczać wiary i nadziei na lepsze! Po to są walentynki, by pielęgnować miłość…

Rozmawiała Agata Saraczyńska

 

 

print