20 marca świętujemy Światowy Dzień Wróbla. Gdybym był malarzem albo fotografem, ten uroczy ptaszek z pewnością zająłby wysokie miejsce w mojej twórczości.
Jako edukator w muzeum mogę stworzyć kilka słownych obrazków, podzielić się zachwytem nad tym cudownym „łobuzem z sąsiedztwa”. Mam przy tym nadzieję, że gdy Państwo przyjdziecie do muzeum, poszukacie go w dziełach sztuki, a z okazji Dnia Wróbla przywołacie w pamięci wszystkie swoje z nim spotkania – nie sposób przecież ich nie mieć!
Obrazek pierwszy — Jak Diana w kąpieli
Zbiegam z górki, na której stoi dom dziadków, mijam rosnącą tuż przy płocie lipę – szumiącą letnią porą pszczołami – i docieram do piaskowego parowu jakich wiele nad Wisłą na Pomorzu. Wzięły go w posiadanie wróble, przeznaczając na swoistą łaźnię.
Zanurzone „po uszy” w piaskowych dołkach, przez moment nie zauważają mojej obecności. Daje mi to szansę na zarejestrowanie w pamięci całego obrazu. Ach, te ich śmiałe pozy! Odrzucenie skrzydeł, nóg, stroszenie piór i błogostan na „twarzy” każdego z nich! To, co przez kogoś mogłoby być odczytane jako najzwyklejsze oczyszczanie skóry z pasożytów, dla wróbli musiało być na tyle ekstatyczne, że na chwilę zapomniały o czujności. We mnie, wówczas małym dziecku, scena ta wywołała tak silne zauroczenie, że gdziekolwiek później w życiu powędrowałem, zawsze szukałem ich obecności.
Wróble nie mają natury Batszeby, która jak głoszą żydowskie legendy, celowo wystawiła się na widok Dawida podczas kąpieli. Przypominają raczej Dianę, tak jak ona zrywają się zatrwożone, odkrywając, że ktoś na nie patrzy. Z perspektywy czasu myślę: „Jak dobrze, że nie potraktowały mnie jak Akteona”.
Obrazek drugi — Spotkanie z łowcą
Mijam wrocławski Ogród Botaniczny. Przy ogrodzeniu moją uwagę przykuwa coś beżowego, co dynamicznie porusza się w różne strony, na kształt suchej, zbitej trawy miotanej przez wiatr. Nigdy jeszcze czegoś takiego nie widziałem, wyostrzam wzrok na spotkanie z Obcym. Dystans się zmniejsza, odważnie wkraczam w epicentrum dziwnego zjawiska i co widzę? Nie wierzę, toż to wróbel polujący na dużego owada. No tak, wiosną trzeba dostarczyć młodym sporo białka, a dokładnie kąsek trafi do tego, który po powrocie rodzica do gniazda najszerzej rozdziawi dziób. Pokaże w ten sposób nie tylko, że jest głodny, ale że poradzi sobie z przełknięciem największej nawet zdobyczy.
Obrazek trzeci — Napoleon w piórkach
Siedzę w ogrodzie. Czytam. Naraz na równe nogi stawia mnie nieoczekiwany jazgot dobiegający od strony dachu sąsiadów. Zadzieram głowę – okazuje się, że para wron próbuje wróblom wyciągnąć z gniazda młode. Jedna z agresorek siedzi na dachu nad gniazdem, druga do niego podlatuje, zawisając w powietrzu. Zdesperowani rodzice pikują w stronę agresora i zadają ciosy. Wszczynają przy tym taki rwetes, że zlatują inne pary gniazdujące pod tym samym dachem. Mieszkające po sąsiedzku wróble tworzą jakby chmurę, która otacza wrony i krąży wokół, chcąc odciągnąć ich uwagę. Jedynie szpaki postanowiły pozostać w roli obserwatorów – siedzą gromadnie na drutach i wyglądają jak pokrzykujący przed telewizorem kibice.
I choć układ sił nierówny, choć wróbel do wrony to jak mysz do niedźwiedzia, jednak wrony kapitulują. Nasuwa się analogia – „Dawid i Goliat”? Nie, toż to Napoleon. No tyle tylko, że w piórach!
Obrazek czwarty — Elemelek
Od tygodnia opiekuję się Elemelkiem, przyniosłem go z ogrodu, gdy niefortunnie wpadł pod bukszpan. Kiedy biorę go w dłonie w porze karmienia, otwiera dzióbek i przyjmuje jedzenie uformowane w małe kuleczki. Tu wspomnę o książce Esther Woolfson, Corvus. Życie wśród ptaków (Warszawa 2012), która instruuje, jak obchodzić się m.in. z małymi wróblami – nieraz korzystałem z cennych rad. Tym razem niestety się nie udało – natura okazała okrutne oblicze i pomimo starania mały pierzasty cud odszedł z tego świata, przypominając, że życie jest jak stąpanie po kruchym lodzie.
Wspólna droga moich i jego przodków jest długa, zbyt długa bym mógł przejść obojętnie nad jego odejściem. Mam świadomość, że odszedł nie byle kto, w końcu to potomek wróbli, które przed tysiącami lat zamieszkiwały jedynie stepy i półpustynie Półwyspu Arabskiego i Azji Mniejszej i które o dziwo, pomimo miernych umiejętnościach lotniczych zdołały zdobyć poza Grenlandią i lasami równikowymi cały świat.
Jak pisze Jacek Karczewski w książce Jej wysokość gęś. Opowieści o ptakach (Poznań 2019) wróbel potrafi utrzymać się w powietrzu zaledwie trzy kwadranse, a jednak nie ma drugiego takiego ptaka, któremu by się udał podbój właściwie całej kuli ziemskiej. Przestrzega również, że coraz mocniej zauważalny jest spadek liczebności wróbli. „A skoro wymiera najbardziej ucywilizowany ptak świata, to może powinniśmy potraktować to poważnie. Może miejskie wróble powinny być dla nas tym, czym kiedyś kanarki dla górników – systemem wczesnego ostrzegania?”.
Świętujmy Dzień Wróbla. Niech żyje!
Sławomir Ortyl, kustosz w Dziale Edukacji w Muzeum Narodowym we Wrocławiu
#zoom_na_muzeum – zapraszamy również do lektury innych tekstów ➸