Konkurs fotograficzny „Made in PRL” – wyróżnienie I

Dziergane swetry, suknie, spódnice, wełniane kamizelki, własnoręcznie wykonana biżuteria i barwne ubranka dziecięce, których nie miał nikt inny!

Każda z prac przesłanych na konkurs fotograficzny „Made in PRL” opowiadała własną historię i zasłużyła na docenienie. Autorzy podzielili się z nami niezwykłymi wspomnieniami. Poniżej prezentujemy opis i fotografię laureatki wyróżnienia.

Wyróżnienie — Joanna Dziubek


To musiał być październik 1988 roku. Musiał, bo rodzina poszła do fotografa w drugie urodziny Najmłodszej.

Dowodem na to jest inne zdjęcie, na którym stoi tandetny tort ze sklejki z wetkniętymi weń dwiema świeczkami, a obok na wielkim pluszowym psie siedzi Najmłodsza ubrana w ten sam wykwintny dresik. Zadawała nim prawdziwego szyku, a jej wyniosła mina zdaje się sugerować, że była tego w pełni świadoma.

Mama już nie pamięta, skąd się wziął ten dres – czy sprzedał jej go ktoś, kto często podróżował do Berlina Zachodniego, czy był kolejnym podarunkiem po starszej kuzynce lub córce jakiejś znajomej, czy może jednak udało się go kupić w sklepie. Mama pamięta za to, że był z bardzo dobrej jakości bawełny – mięciutki, aksamitny w dotyku, niemal z czułością otulał delikatne ciałko Najmłodszej.

Starsza zastanawia się dziś, jak Mama mogła pozwolić na to, żeby jej dziecko nosiło okulary w tak koszmarnych oprawkach. Wielkie, białe, z subtelnym czerwonym cieniowaniem na górnej krawędzi zupełnie nie pasowały do drobnej buzi Starszej. Mama odpowiada, że usiłowała wyperswadować córce ten wybór – bezskutecznie. „Uparłaś się. Miały być te i żadne inne. No to ci je kupiłam” – mówi.

Starsza do dziś szuka w sklepach rzeczy, które jak raz nie są w modzie. Nosi wściekle czerwone swetry, gdy na topie jest butelkowa zieleń, ciemne fiolety i wyblakłe brązy – bo w czerwonym wyjątkowo jej do twarzy, czego nie można powiedzieć o niebieskim, a taki właśnie kolor ma sweter, w którym przyszła trzydzieści pięć lat temu do fotograficznego atelier. Sweter był wydziergany przez Mamę z gryzącej trochę wełny. Starsza go nie lubiła, ale to nie były czasy, gdy można było wybrzydzać i przebierać w opcjach.

To były czasy, w których mama dużo dziergała i szyła na maszynie. Uczyła się tego sama, z pomocą dwóch szwagierek. Jedna z nich uszyła Mamie tę bordową sukienkę z efektownym szalem. Kolory na zdjęciu już wyblakły, ale wciąż można jeszcze dostrzec deseń pantery na tkaninie. Modna plastikowa bransoletka też była w jakimś odcieniu bordo.

Tato bardzo długo nosił spodnie wyłącznie z materiału, starannie zaprasowane na kant. Pierwsze dżinsy niechętnie założył dopiero kilka dobrych lat później. Do pamiątkowego zdjęcia wystroił się w obowiązkową koszulę i sweter, który żona przywiozła mu z Węgier. „Ale nie z targowiska!” – zastrzega Mama, która na tamtą wycieczkę pojechała wyłącznie pod warunkiem, że nikt nie będzie od niej oczekiwał handlowania czymkolwiek. Sweter mężowi kupiła w sklepie, ale targowania się nie uniknęła. Pewna Węgierka przez kilka dni nagabywała ją w hotelu, aż Mama zgodziła się sprzedać jej inny sweter, w którym przyjechała do Budapesztu. Za pieniądze z tego handlu kupiła pierwszy w życiu stanik marki Triumph. Mówi, że nigdy więcej żadna bielizna nie leżała na niej tak dobrze…

Joanna Dziubek

print