Intrygujące!
„Zapomniana rocznica”

Piotr Oszczanowski

Mam szczególne wspomnienie, idące dzisiaj w parze ze sporym wyrzutem sumienia (ale o tym poniżej), związane z osobą Jaroslava Vonki (1875–1952) – mistrza wrocławskiego kowalstwa doby modernizmu.

To pierwsze bierze się z osobistych doświadczeń, a wiąże się przede wszystkim – bo to zapamiętam na zawsze – z faktem odkrycia w 2014 r. w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie rewelacyjnej kraty z 1942 r. z Piwnicy Świdnickiej wrocławskiego Ratusza.

Uchodząca za bezpowrotnie utraconą pod koniec II wojny światowej dzisiaj jest eksponowana w Muzeum Miejskim Wrocławia, gdzie stała się wyjątkową, bo jakże wrocławską w swej treści, atrakcją. Jest ona popisem rzemieślniczego kunsztu Jaroslava Vonki, jego ogromnej pracowitości, konsekwencji, iście artystycznej wyobraźni i jakże mieszczańskiego poczucia humoru. Doprawdy niezwykłym jest mieć satysfakcję z takiego odkrycia!

Co się tyczy tego drugiego, tj. wyrzutu sumienia, to wypada uderzyć się w pierś! Komu jak komu, ale Muzeum Narodowemu we Wrocławiu nie wypadało o tym zapomnieć. A jednak! W przedświątecznej aurze i podniosłości tych radosnych momentów gromadzących nas przy wigilijnym stole umknęła nam szczególna data: 22 grudnia 2022 r. minęła okrągła rocznica 70-lecia śmierci najwybitniejszego wrocławskiego kowala, metaloplastyka, designera tutejszego modernizmu – Jaroslava Vonki. Zmarł w roku 1952 r. w miejscu swojego narodzenia – przysiółku Dachove koło czeskiego miasta Hořice v Podkrkonoší, gdzie na tutejszym cmentarzu złożona została urna z jego prochami. Zapomnieliśmy o tym!

Nasz szczególny sentyment do tego znakomitego artysty – określonego przez wybitnego znawcę jego twórczości Jacka Witeckiego mianem twórcy jedynej w swoim rodzaju „kuźni wyobraźni” – bierze swój początek od przygotowań i realizacji wystawy w Muzeum Narodowym we Wrocławiu pt. „Stwórcze ręce. Sztuka metalu doby modernizmu we Wrocławiu” (16 marca – 15 czerwca 2015). Chociaż nie byliśmy pierwszymi – bo tu zawsze oddamy przysłowiową palmę pierwszeństwa Leszkowi Antoniemu Nowakowi, Ryszardowi Mazurowi oraz Izabeli Machomecie-Dragun – to jednak nasza wystawa wywołała szczególną „modę” na Vonkę. Jej efektem jest to, co warto odnotować po blisko ośmiu latach od zakończenia naszej wrocławskiej prezentacji – niezwykły progres w badaniach nad tym artystą, liczne odkrycia zarówno dotyczące samego życia Vonki, jak i jego wielu nowych, nam także nieznanych, prac.

Spektakularnym wydarzeniem było niewątpliwie „dotarcie” w 2020 r. do domu Jaroslava Vonki w Sobótce przy dawnej Robert Rössler Weg (ob. ul. J. Słowackiego), w którym artysta mieszkał i w dalszym ciągu po przejściu na emeryturę pracował w latach 1935–1945.

To dzięki znakomitej współpracy z Michałem Hajdukiewiczem, Moniką Szimą-Efinowicz oraz Anną Garbowską dotarliśmy do miejsca, w którym artysta spędził ostatnie lata życia przed wyjazdem do Hořic. Odnalezione w Sobótce prace, które ewidentnie zdradzały rękę mistrza wrocławskiego kowalstwa – krata okienna z 1935 r., kratka świetlika drzwi oraz poręcz balustrady schodów – są tego bezdyskusyjnym potwierdzeniem.

Konsekwencją tych działań stała się zarówno kameralna wystawa Vonki w Muzeum Ślężańskim „Kuźnia wyobraźni. Jaroslav Vonka” (18 lipca – 5 września 2021), a wcześniej – zainicjowane przez Michała Hajdukiewicza i Ślężański Ośrodek Kultury – upamiętnienie artysty na sobótczańskim Rynku i przy jego domu (22 grudnia 2020) i wreszcie też… odkrycie skromnej, bo skromnej jego realizacji (klamki) w siedzibie wspomnianego Muzeum Ślężańskiego.

Za nami też wizyta w domu rodzinnym Vonki w Hořicach (wrzesień 2021), gdzie zarchiwizowaliśmy setki nieznanych listów, zdjęć i dokumentów artysty, które rzucają nowe światło na jego twórczość, prywatne i intymne kontakty oraz historię ostatnich lat życia.

Wspomniane blisko osiem lat, które dzieli nas od wystawy w Muzeum Narodowym we Wrocławiu, to przede wszystkim czas wzmożonego zainteresowania twórczością Vonki. A ta przyniosła jakże wymierne efekty. Dzisiaj nasza wiedza jest bez porównania większa od tej, którą dysponowaliśmy podczas kwerend w latach 2014–2015. Składa się na nie wiele odkryć dokonanych przez tych, którym twórczość Vonki szczególnie leży na sercu, stała się także ich pasją badawczą i dowodem umiłowania wrocławskiego modernizmu. Potrafimy tylko – zważywszy na formę niniejszej wypowiedzi – wymienić tutaj raptem kilku z Nich. Ale doskonale wiemy, że jest Ich bez porównania więcej!

Dostępna już po otwarciu naszej wystawy dysertacja doktorska Grzegorza Grajewskiego przyniosła wiedzę o kilku zapoznanych, a niezwykle wartościowych kreacjach Vonki i jego warsztatu. Do nich zaliczyć należy zachowany in situ unikatowy zespół krat i świeczników w Ratuszu w Jeleniej Górze (1937) oraz trzy realizacje wrocławskie: kratę okienną z 1936 r. parteru kamienicy przy ul. św. Mikołaja 40 (1936), kraty niszowe w kościele pw. Bożego Ciała (1940), czy wreszcie komplet modernistycznych kinkietów świecowych w kościele pw. św. Krzysztofa (1935–1936).

Badania nad rzeźbą wrocławską 1. połowy XX w. prowadzone przez Barbarę Andruszkiewicz przyniosły odkrycie domniemanego rzeźbionego popiersia Vonki, którego autorem był jego akademicki przyjaciel prof. Richard Schipke (1924). Dzisiaj wiemy, że również młoda i uzdolniona rzeźbiarka wrocławska Dorothea von Philipsborn zaprezentowała na 9. Dolnośląskiej Wystawie Sztuki w Muzeum Sztuk Pięknych we Wrocławiu (25 października – 22 listopada 1942) rzeźbioną podobiznę Vonki. Niestety, nie posiadamy dokumentacji tego dzieła.

Były dla nas niespodzianką – i jednocześnie sporym zaskoczeniem, gdyż nie wiedzieliśmy tego wcześniej – opublikowane w 2022 r. przez Piotra Popowa na witrynie polska-org.pl (dawnego hydralu.pl) zdjęcia wyszukanych w swej formie i posiadające wymowną ikonografię (postacie unoszące trumny/mary) klamek z szyldami, będące mortualną „ozdobą” drzwi prowadzących do kaplicy cmentarnej na cmentarzu Osobowickim we Wrocławiu (ok. 1920/25).

Dzięki pasjom turystycznym oraz zamiłowaniu do wycieczek rowerowych (m.in. Grzegorza Wojturskiego) otrzymaliśmy adresy licznych domów we Wrocławiu (a jest ich kilkanaście), w których zachowały się, często jednak już pod postacią reliktów, prace ewidentnie zdradzające rękę mistrza Vonki oraz jego wieloosobowego warsztatu. Mając na uwadze bezpieczeństwo tych bezcennych dzieł, które szczęśliwie jeszcze znajdują się w miejscu ich pierwotnego przeznaczenia, świadomie nie upubliczniamy tych lokalizacji. Spacerując po Wrocławiu, oddajemy się przyjemności obcowania z nimi. I niech to dane nam będzie jeszcze bardzo długo! Podobnej „długowieczności” życzymy szerzej nieznanym wyrobom Jaroslava Vonki np. w prywatnych posesjach w Ząbkowicach Śląskich.

Zaskoczyła nas także – bo miała prawo, gdyż zaświadcza o tym, iż jak zwykle „najciemniej jest pod latarnią” – zaprezentowana w ramach wystawy „Żelazny świat. Zabytki ślusarskie – zamki, klucze, kłódki, skrzynie… ze zbiorów Muzeum Narodowego we Wrocławiu” (5 lipca – 30 grudnia 2022) klamka drzwiowa z lat 30. XX w. z warsztatu Vonki, która wykazuje tak wiele analogii do tego typu wyrobów, jakie znajdują się jeszcze dzisiaj np. we wrocławskim Ratuszu.

Nie udało nam się – mimo kilkukrotnie podejmowanych prób – dotrzeć do wyjątkowej realizacji Vonki w Berlinie – jego krat z 1937 r. w siedzibie dawnego Domu Niemieckiego Rzemiosła przy Dorothenstraβe. Budynek ten od wielu lat jest kompleksowo remontowany i dlatego pozbawiony został tych wyjątkowych dzieł metaloplastyki. Wierzymy jednak, że powrócą one na swoje miejsce i także w stolicy Niemiec będą zaświadczały o europejskiej klasie ich twórcy. Za to Jacek Witecki dotarł do słynnej bramy fabryki Heinricha Flottmanna w Herne (tzw. Flottmann-Tor), której w 1902 r. współautorem, według projektu Karla Weinholda, zapewne był – wówczas jeszcze bardzo młody i nad wyraz zdolny, a w nieodległej przyszłości już sławny – wrocławski kowal. I trzeba przyznać – brama ta w dalszym ciągu na każdym robi ogromne wrażenie!

Wiemy wreszcie, że w tzw. międzyczasie prywatną własnością stały się dwa wyborne dzieła Vonki – odlana z brązu figura bizona (a może żubronia?) sygnowana przez wrocławskiego kowala i datowana na rok 1913, która pojawiła się na rynku aukcyjnym (Zeeuws Veilinghuis w holenderskim Middelburg, 9.12.2015) oraz odnaleziona w 2022 r. w polskim antykwariacie odlana z brązu postać Drwala, która dzisiaj znajduje się już we Wrocławiu.

Rzeźba ta wykonana przez Vonkę w 1925 r. była ozdobą jednego z dwóch żyrandoli prezentowanych na wystawie z okazji 25-lecia wrocławskiej Miejskiej Szkoły Rzemiosł i Przemysłu Artystycznego (Städtische Handwerker- und Kunstgewerbeschule), które z czasem trafiły do Sali Obrad tutejszego Nowego Ratusza (przed 1927). Trzy figury z tych żyrandolowych kompletów, m.in. jedna z nich przedstawiająca Kowala, znajdują się obecnie w zbiorach Muzeum Miedzi w Legnicy.

Na koniec – trochę w duchu towarzyszącej temu tekstowi „ekspiacji” – pochwalimy się pewnym nowym ustaleniem. Wśród dzieł Vonki, które zawsze wzbudzały nasze najwyższe uznanie, były trzy kraty, z których sam ich autor był wyjątkowo dumy. Dał tego dowód, publikując ich zdjęcia w swojej promocyjnej książce z 1927 r. (Geschmiedetes Eisen, Breslau), ich wizerunki znalazły się także w bezcennym archiwum fotograficznym ucznia Vonki – Josefa Péška w Hradcu Králové (zbiory: Muzeum východních Čech v Hradci Králové).

Do tej pory dzieła te uchodziły za realizacje o nieznanym pierwotnie przeznaczeniu oraz miejscu ich ekspozycji. Zawarta na jednej z krat data „1920” pozwalała co prawda na dokładne datowanie tego zespołu, ale w niczym nie ułatwiała rozwiązania zagadki pochodzenia tych wybornych dzieł wrocławskiego modernizmu. Dopiero materiał ilustracyjny zamieszczony we wrocławskiej gazecie z 1925 r. („Illustrierte Wochenbeilage der Schlesischen Zeitung”) identyfikuje jedną z krat jako wyjątkową dekorację ukończonego w październiku 1920 r. budynku nr 5 Miejskiego Ośrodka Pomocy Chorym na Płuca (Die Städtische Lungenheilstätte), a wcześniej Zakładu dla Ubogich i Nieuleczalnie Chorych, od 1912 r. rozbudowywanego o pawilony dla kobiet i mężczyzn chorych na epilepsję) w Praczach Odrzańskich (Herrenprotsch), od 1928 r. dzielnicy Wrocławia, przy ul. Stabłowickiej 147–149 (ob. siedziby EIT+ / Instytutu Polskiego Ośrodka Rozwoju Technologii Łukasiewicz-Port / Kampus Pracze).

Ta tożsamość daty ukończenia tej szpitalnej modernizacji oraz tej, która znajduje się na jednej z krat, nie pozostawia wątpliwości. Tym bardziej, że – a to wiemy na pewno – jedna z tych krat nadal znajduje się na swoim pierwotnym miejscu. Jest ozdobą balustrady portykowego balkonu budynku nr 5.

Bardzo ciekawe motywy, jakie umieścił Vonka w tych kratach – niezwykłego kształtu drzewa i rośliny, fantazyjne – by nie rzec rajskie – ptaki, walenia kichającego fontanną wody wydobywającą się z jego nosa (bo to ssak!), postać ludzka w kitlu lekarskim lub uniformie pielęgniarskim próbująca uratować chylące się do ziemi i wywracane przez figurę symbolizujące śmierć pochyłe drzewo, węże – jeden z nich zapewne Eskulapa, a całość tworząca Kielich Higiei – wijący się wśród aptekarskich naczyń i dzikich roślin, to jakże charakterystyczne dla wrocławskiego kowala motywy, nie pozbawione jednak do końca swoistego kontekstu miejsca, dla których stworzone zostały te metaloplastyczne kreacje.

Czy ten „wyimaginowany” świat Vonki odwołuje się do tuberkulozy, do tej bolesnej śmierci na suchoty, od której człowiek dopiero od niedawna jest w stanie się uchronić i uratować przed śmiercią (podobno w XIX w. umarła na tę chorobę ¼ populacji Europy, a dopiero w latach 40. XX w. szczepionka i streptomycyna przyniosła wybawienie ludzkości)? Czy te „figury” Vonkowe to symbole prątków Roberta Kocha lub – jak to wcześniej uważano – animalculi, mikroskopijnych stworzeń o destrukcyjnym dla płuc działaniu, czy to wreszcie przejaw majaczenia i wodowstrętu, to jest objawów typowych dla schyłkowego i przedśmiertnego stadium choroby? Czy jest to obraz ludzkiej słabości organizmu, której doświadczają suchotnicy, a co diagnozował już Hipokrates uznający za przyczynę gruźlicy „zimny humor, który spływa z głowy do płuc”? Czy ukazane tu rośliny to „prefiguracje” – jak wierzono w czasach nowożytnych – przynoszącego gruźlikom wytchnienie trędownika bulwiastego (Scrophularia nodosa)? Czy rzeczywiście ukazano tu zagrożenie, które brutalnie zakończyło żywot chociażby Fryderyka Chopina, Antona Czechowa, Honoré de Balzaca, Fiodora Dostojewskiego, Niccoló Paganiniego, czy też Franza Kafki i Johna Kaetsa? Czy jest to obraz stworzony zgodnie ze słowami Tomasza Manna, który tę chorobę utożsamiał z „wyuzdaną formą życia” i „przekształconą miłością”, a Olga Tokarczuk w Empuzjonie skazała na dramat doświadczenia chorób „piersiowych i gardlanych” młodego i wrażliwego Mieczysława Wojnicza, któremu to doktor Semperweiß dowodził, że nie tylko dla gruźlika „świat jest zamazany, nieostry, migoczący, raz taki, innym razem inny, zależny od punktu widzenia”?

To są pytania, na które odpowiedzi jednak nie znamy. Bo taki jest właśnie Vonka. Artysta pozbawia nas tej możliwości. Jego fantazja, a co za tym idzie ikonografia dzieł, nadal są dla nas mroczne, nieodgadnione i pełne tajemnic. Warto jednak odnotować, że w 1920 r. – kiedy powstały omawiane kraty Vonki – jeszcze minie trochę czasu, gdy pojawi się pierwsza skuteczna szczepionka przeciw gruźlicy (w 1921 r. Albert Calmette z Camillem Guérinem uzyskali awirulentny szczep, który doprowadziło ostatecznie do opracowania pierwszej szczepionki BCG, tj. Bacille Calmette-Guérin). Więc Vonka mógł sobie „fantazjować”, mógł przenieść grozę gruźlicy w świat swoich fantasmagorii i wizji na granicy rzeczywistości i snu, maligny i urojenia. Bo w 1920 r. strach przed tą okrutną chorobą był nadal uniwersalny i na pewno także obecny we Wrocławiu.

Jak widać powyżej i te dzieła Vonki – chociaż dzisiaj mające już swój kontekst i lokalizację – pozostawiają nas z większą liczbą pytań niż satysfakcjonujących na nie odpowiedzi. Ale przecież to jest sztuka – i tu ponownie wracamy do słów kustosza Jacka Witeckiego – którą określamy „kuźnią wyobraźni”. Nadal taką pozostaje. Mimo że wiemy o niej coraz więcej, że próbujemy zgłębić jej tajemnice, że tak bardzo staramy się zrozumieć jej kreatora i posiadacza, ale to bardzo, bardzo skomplikowane, czasochłonne i erudycyjne. Po prostu jest to i jeszcze zapewne długo będzie pozostawać… zuchwałe rzemiosło. Niezwykłego i fascynującego nas dzisiaj artysty, a jeszcze bardziej jego badaczy oraz miłośników!

W tekście wykorzystano informacje na temat historii badań nad gruźlicą zawarte w artykule Agnieszki Bukowczan-Rzeszut „Oto dowódca legionów śmierci. Historia badań i leczenia gruźlicy” [dostęp 7.01.2023].

Piotr Oszczanowski, dyrektor Muzeum Narodowego we Wrocławiu
11 stycznia 2023

Zapraszamy do lektury innych tekstów z cyklu „Intrygujące!” ➸

 

print