Intrygujące!
„Tańczą porcelanowe suknie panien…”

Jolanta Sozańska

Trawestacja jednej z linijek pięknego wiersza Krzysztofa Kamila Baczyńskiego Sur le pont d’Avignon jest świetnym nawiązaniem do obchodzonego 29 kwietnia Międzynarodowego Dnia Tańca. Wybierając ten dzień, Komitet Tańca Międzynarodowego Instytutu Teatralnego uczcił w 1982 r. pamięć wybitnego francuskiego reformatora i teoretyka klasycznego baletu Jeana-Georges’a Noverre’a (1727–1810).

Hasło „taniec” wydaje się terminem oczywistym, niepotrzebującym wyjaśnienia, a jednak wymyka się próbom precyzyjnej i jednoznacznej kodyfikacji. Wszak istnieje on tylko wtedy, gdy człowiek jest pogrążony w akcji tańczenia, nigdy nie staje się obiektem materialnym. Być może właśnie dlatego dopiero w XX w. udało się sformułować zadowalające encyklopedyczne objaśnienia terminu oraz opracować koncepcję analizy ruchu ludzkiego i schematy zapisu. Dziś nazywa się tańcem każdy rytmiczny ruch całego ciała lub jego części, odbywający się zgodnie z pewnym zarysem indywidualnej lub grupowej akcji, wyrażającej emocje lub myśli.

Nie zawsze tak było. Starożytni Grecy oddzielali taniec „szlachetny” do „dzikiego”, zmysłowego, niemającego nic wspólnego ze sztuką. W Kościele chrześcijańskim początkowo uważano, że zarówno muzyką, jak i tańcem można sławić Boga: „Alleluja. Chwalcie Boga w świątyni. (…) chwalcie bębnem i tańcem”. [Ps 150, 1, 4]

W późniejszych wiekach już raczej powtarzano za św. Janem Chryzostomem, iż „nie dla tańca dał nam Bóg nogi, ale abyśmy skromnie chodzili”. Po argumenty sięgano Biblii i do apokryfów, znajdując tam przykłady ciężkich kar oraz potępienia tancerzy, jak np. los nieszczęsnej Salome.

Fot. za: Rijksmuseum Amsterdam [CC]

Jednakże napiętnowanie wszetecznej rozrywki, choć tak bezkompromisowe, było właściwie walką beznadziejną. Tańczono bowiem nie tylko w karczmach i na jarmarkach, tańczono również na dworach królewskich i szlacheckich, a i kler nie gorzej wywijał, za co groziły najcięższe anatemy.

Fot. A. Podstawka

Zaczęto wobec tego odróżniać rozrywkę nieobyczajną od szlachetnej, dozwolonej. Najpierw w renesansowych Włoszech argumentów szukano w pismach starożytnych autorytetów, a w XVII w. we Francji taniec już zyskał pełną autonomię wyrażoną powołaniem przez Ludwika XIV Królewskiej Akademii Tańca (1661).

Menuety i gawoty przeniknęły życie codzienne. Rokokowe damy i kawalerowie nie poruszali się zwyczajnie – tańczyli drobnymi kroczkami w salonach, buduarach, parkach. Nikt nie wątpił, że taniec jest sztuką godną własnych teorii. Coraz bardziej precyzyjna kodyfikacja spowodowała, że kostniał w swej wirtuozerii.

Fot. A. Podstawka

W końcu XIX w. zaczęto poszukiwać sposobów i form jego odnowy. Wyzwolenia dokonały artystki amerykańskie – Loie Fuller, Isadora Duncan, Ruth Saint-Denis. Niedoceniane w ojczyźnie, w Europie znalazły posłuch dla swoich teorii, zdobyły aplauz i podziw widzów. Były reformatorkami tańca indywidualnego, ruchu uwolnionego od kanonicznego schematu póz i tradycyjnej narracji.

Ruth Saint-Denis przypłynęła do Europy w 1906 r., by tu, z dala od zachowawczego gustu rodaków, szukać uznania swego antyklasycznego tańca. Miasta europejskie bowiem, a Paryż zwłaszcza, poznały już nowatorskie performance Fuller i Duncan, która w swym „tańcu wyzwolonym” odcinała się od wszelkich konwencji baletu klasycznego, występowała w luźnych tunikach i boso, a ruch podporządkowała jedynie muzyce wyzwalającej emocje.

Fot. za: ccdl.claremont.edu [CC]

Droga Saint-Denis (1879–1968) do sukcesów zaczęła się banalnie od nauki aktorstwa i tańca klasycznego. Początkowo grała w rewiach i operetkach; pod koniec lat 90. XIX w. zafascynowała się modną w tamtych czasach kulturą Orientu, zwłaszcza hinduizmem, oraz okultyzmem. Zaczęła występować na rozmaitych prywatnych pokazach, najczęściej w salonach bohemy, kolekcjonerów, nowojorskiej socjety. To tam w 1906 r. zaprezentowała swoje pierwsze „poematy taneczne” – RadhaIncense (pol. kadzidło).

Fot. za: ccdl.claremont.edu [CC]

Radha była opowieścią o hinduskiej bogini, ukochanej Kryszny, jej dorastaniu i miłości. Kadzidło to właściwie preformance do muzyki Harveya Worthinga Loomisa, taneczna metafora kadzidła – drugiego aktora w spektaklu: tancerka ustawiała na pustej scenie naczynie i zgodnie z muzycznym rytmem wykonywała wokół niego serie posuwistych kroków połączonych z szybkimi ruchami rąk i głębokimi wygięciami korpusu.

Wraz z nią wirują jej barwne, obszerne szaty, w akompaniament włącza się obfita biżuteria. Saint-Denis oczarowana kulturą Indii, znała ją jedynie powierzchownie z hinduskiej dzielnicy w Nowym Jorku i popularnych tłumaczeń literatury (do Indii wyjechała dopiero w 1926 r.).

Sukces „poematów tanecznych” polegał raczej na talencie i wdzięku aktorki, której ciało na scenie wyginało się w niezwykłe pozy, co w połączeniu z egzotycznym strojem zapewniało podziw i zachwyt widzów. W 1909 r., pod koniec europejskiego wojażu, wielkim aplauzem powitali jej występy Berlińczycy, a uznanie znalazło nawet dość niecodzienny wyraz – porcelanową figurę dedykowaną artystce.

Fot. A. Podstawka

Tancerkę wykonaną w berlińskiej Królewskiej Manufakturze Porcelany zaprojektował Hermann Hubatsch (1878-1940), niemiecki rzeźbiarz i ceramik. Był uczeniem uznanych rzeźbiarzy Ottona Mantzela i Wilhelma Haverkampa. W 1903 r. został zatrudniony w berlińskiej Królewskiej Manufakturze Porcelany jako projektant figur.

Zasłynął portretami aktorów stołecznych teatrów, w tym urodzonej we Wrocławiu, później słynnej w Berlinie, Agnes Sormy. Projektował serie figurek łyżwiarek i łyżwiarzy, dam z towarzystwa, grupy w typie sentymentalnych biedermaierowskich par. W 1910 r. jego prace nagrodzono złotym medalem na Wystawie Powszechnej w Brukseli.

Tancerka to nie tylko rzeźbiarski portret Saint-Denis, to wyraz hołdu dla jej umiejętności, figuratywna metafora ekstazy mającej swe ujście w swobodnym pląsie. Sylwetka wygięta, niestabilna na czubkach palców, głowa uniesiona i odchylona, przymknięte oczy, rozchylone usta. Tancerka waha się między własną cielesnością a tym, co przedstawia, jest medium pomiędzy sprawami przyziemnymi a rytuałem, sacrum.

W latach 30. XX w. Ruth Saint-Denis próbowała teoretycznie określić swoją sztukę, mówiąc: „Boski taniec przyszłości powinien być w stanie przekazać swoimi najdrobniejszymi gestami każdą esencję wszechświata” oraz „gdy tańczę jestem poza czasem i miejscem, jestem niezależna od rzeczy realnych w ich pospolitym znaczeniu” [tłum. autorki].

„Odetchnij drzewem, to usłyszysz […]
jak na najcieńszej wiatru gamie
tańczą liściaste suknie panien […]”.

Krzysztof Kamil Baczyński, Sur le point d’Avignon [w:] Ten czas. Wiersze zebrane, Warszawa 2018.

Jolanta Sozańska, kustoszka w Dziale Ceramiki MNWr
29 kwietnia 2024

Zapraszamy do lektury innych tekstów z cyklu „Intrygujące!” ➸

 

print