Intrygujące!
„Tajemnica skrzyni 38M”

Piotr Oszczanowski

Powtarzanym przeze mnie przekonaniem – przysłowiową mantrą – jest to, że zabytki nie giną, nie przepadają, potrafią przetrwać nawet najokrutniejsze kataklizmy. Potwierdza to opisana poniżej historia, a mojej opowieści przyświeca intencja pochwały badań proweniencyjnych, poszukiwań umożliwiających ustalenie historii zabytków, których tak wiele utraciła ziemia śląska, tutejsze miasta, muzea i kościoły.

Pretekstem do napisania tego tekstu stała się wiadomość, która w lutym tego roku pojawiła się w lokalnej prasie i przyciągnęła uwagę wielu miłośników historii. Głosiła, iż do miasta powrócił „symbol Wrocławia”. Nagłówek artykułu informował, iż oto został „sensacyjnie odnaleziony krzyż przysięgowy” z wrocławskiego Ratusza. Krzyż, na który „przez prawie 300 lat wrocławscy radni przysięgali”. Robiono to jakoby od roku 1652, a na ten krzyż składali przysięgę „nowi członkowie władz miasta oraz prawdopodobnie także nowi obywatele”.

Co istotne dla naszej opowieści, to przekonanie, iż krucyfiks ten „do 1945 r. był przechowywany w ratuszu”, „nie udało się ustalić, kto go wywiózł z miasta”, „nie figurował w inwentarzach muzealnych, więc nigdy nie został uznany za stratę wojenną i nie można go było odzyskać na drodze prawnej”.

Do Wrocławia powróciła rzeczywiście niezwykła pamiątka – dość niepozorny, chociaż srebrny, niewielkich rozmiarów (23,1 × 13,6 cm) krucyfiks z pełnoplastyczną figurą ukrzyżowanego Chrystusa, na awersie ozdobiony na końcach trójlistnie zakończonych belek krzyża grawerowanymi symbolami Ewangelistów, a na rewersie prostym herbem i datą „1652” oraz jakże ważnymi inskrypcjami: „Johann Götz Cämmerer und im Rath, // zum gedachtnus mich verehret hat”, powyżej jednopolowy herb i na podłużnej belce: „Renov: J. C. Hickert Rathm. im May. 1790”.

W ten sposób upamiętniły się na tym krucyfiksie dwie znane i wielce zasłużone dla Wrocławia postaci: ławnik i późniejszy prezes Rady Miejskiej Johann Götz von Schwanenfließ (1600–1677) oraz Johann Christian Hickert (1729–1804), majętny kupiec, hojny filantrop oraz od 1786 r. także członek Rady Miejskiej Wrocławia.

Kwestia autorstwa tego dzieła tylko z pozoru wydawała się być oczywista – przyjęło się, że jest ono (na podstawie umieszczonej na nim tzw. puncy złotnika) dziełem Gottfrieda Vogla. Problem w tym, że równolegle żyły dwa pokolenia tych rzemieślników i wskazanie jako autora tego dzieła konkretnego przedstawiciela rodziny wrocławskich złotników jest niemożliwe. W momencie wykonania krucyfiksu żyli jeszcze zarówno ojciec – Gottfried starszy (czynny od 1617 do 1657), jak i jego syn Gottfried średni (aktywny zawodowo od 1645 do 1680).

Co najbardziej intrygujące w tym krucyfiksie to fakt, iż mieliśmy prawo przypuszczać, że został on ukazany na zbiorowym portrecie z 1668 r. rajców autorstwa Georga Schulza młodszego w Izbie Seniora Rady wrocławskiego Ratusza.

Jedna z postaci po prawej stronie kompozycji tego dzieła rzeczywiście – na ustawionym przed nią sekretarzyku – ma położony na wyciągnięcie dłoni leżący krucyfiks.

Pierwszą i zasadniczą wątpliwością jest to, iż nie jest to podobizna interesującego nas Götza (który dopiero 13 czerwca 1671 r. otrzymał od cesarza swój nowy czteropolowy herb). Tym sportretowanym nie jest też Petrus von Stolzendorf, ale – podpisany z imienia i nazwiska oraz identyfikowany przez herb, który znajduje się ponad jego głową – cesarski radca i protosyndyk dr Peter Muck von Muckendorf und Sonnenburg (zm. 1705). Jego tożsamość potwierdza także graficzna podobizna, na której jest identyczny herb. Ta rycina portretowa została wykonana w oparciu o wzorzec wspomnianego malarza Schultza przez augsburskiego sztycharza Lucasa Kiliana w 1667 r.

Ta kwestia właśnie od początku nie dawała mi spokoju. Czy Götz, który w 1652 r. był zaledwie ławnikiem, mógł ufundować coś, co stało się swoistą „relikwią miejską”? Jakie miał do tego prawo? Czy nie było godniejszych od niego reprezentantów władczych elit wrocławskich, aby sprawić tak prestiżową fundację? I wreszcie dlaczego się jej „pozbawił” i pozwolił, aby znalazła się w „obcych” rękach, u innego rajcy? Nie odrzuciwszy jednak możliwości uznania tego namalowanego krucyfiksu za odwzorowanie tego rzeczywistego z 1652 r., zastanawiałem się, czy jest on tożsamy z tym, który od 1989 r. znajdował się jako depozyt w zbiorach Germanisches Nationalmuseum w Norymberdze. Dzisiaj wiem, że nie jest to prawdą. Dlaczego?

Chociaż wybitny znawca złotnictwa śląskiego Klasus Pechstein (Schlesische Goldschmiedearbeiten im Germanischen Nationalmuseum, Nürnberg 1990, nr 4), zamieścił interesujący nas krucyfiks w grupie wrocławskich sreber „rajczych i cechowych”, to zrobił to tylko dlatego, iż na rewersie krzyża pojawiają się w formie inskrypcji informacje o dwóch wspomnianych powyżej przedstawicielach wrocławskiej Rady Miejskiej. W rzeczywistości uznał jedynie, że znajdujące się na krucyfiksie napisy „pozwalają myśleć o nim jako o używanym w Ratuszu, jednak bez określonego bliżej sposobu użytkowania”. Nie było to poparte żadnym dowodem – typowa badawcza hipoteza. Dlaczego błędna?

Wrocław bowiem rzeczywiście posiadał swój bezcenny krucyfiks, którego używano podczas ważnych uroczystości w Ratuszu do połowy XIX w. Był to jednak krucyfiks średniowieczny, mosiężny, zapewne dość prosty i przechowywany w drewnianym etui. Co najważniejsze był on datowany – zapewne za sprawą stosownego napisu – na rok 1498. To ten krucyfiks znajdował się do końca XIX wieku we wrocławskim Ratuszu.

Dzięki zachowanym w Oddziale Rękopisów Biblioteki Uniwersyteckiej we Wrocławiu (Oddział Rękopisów, sygn. Akc. 1949/230) księgom nabytków (Eingangs Katalog) Muzeum Starożytności Śląskich (Museum schlesischer Altertümer) wiemy, że krucyfiks ten 20 grudnia 1896 r. przekazany został przez magistrat miasta Wrocławia do kolekcji muzealnej (nr inw. 279:96).

Zapewne trafił na nową wystawę stałą tego muzeum przy dzisiejszej ul. Krupniczej (do narożnej sali VI, do jednej z witryn), o czym oficjalnie poinformowano w muzealnych czasopismach („Schlesiens Vorzeit in Bild und Schrift”, Bd. VII 1899, s. 109 i N.F. Bd. I 1900, s. 45: „das messingne Kruzifix von 1498, bei dem bis um die Mitte des 19. Jahrhunderts die Breslauer den Bürgereid geschworen haben”). Po tym krucyfiksie pozostały nam obecnie tylko dwa niewyraźne zdjęcia oraz etykietka z muzealnym podpisem. Jego historię jeszcze będziemy śledzić…

Powracamy do krucyfiksu Götza. Ten bardzo długo pozostawał w przysłowiowym cieniu. Nigdy nie pojawił się w kontekście Ratusza, nie znaleźliśmy na to jakichkolwiek dowodów. Zapewne nigdy tam nie był przechowywany! Mamy prawo przypuszczać, że z początku był tylko i wyłącznie prywatnym przejawem dewocji swojego fundatora i właściciela. Z czasem jednak trafił w ręce Johanna Christiana Hickerta (1729–1804), członka wrocławskiej Rady Miejskiej, który w 1790 r. zlecił jego renowację.

Hickert zdradzał pewne pasje kolekcjonerskie (wiemy o zbiorze numizmatycznym, który jego spadkobiercy przekazali do kolekcji muzealnej) mógł więc pozyskać ten krucyfiks jako przejaw szacunku dla swojego wybitnego poprzednika we wrocławskim magistracie.

Nieznane pozostają losy krucyfiksu do XX wieku. I wreszcie następuje rok 1937, w którym to wydane zostaje drukiem wrocławskie sprawozdanie muzealne za lata 1933–1936 autorstwa Heinricha Kohlhaußena (Museen der Stadt Breslau. 1. Oktober 1933 – 31. Dezember 1936, Breslau 1937, s. 22–23).

To bardzo ważna postać w naszych poszukiwaniach – dr Heinrich Kohlhaußen (1894–1970) został powołany 1 października 1933 r. na stanowisko dyrektora połączonych Miejskich Muzeów Wrocławskich (Städtischen Museen in Breslau), które sprawował przez 40 miesięcy i przeprowadził reorganizację wrocławskich placówek muzealnych, a od początku 1937 r. w nagrodę za skuteczność i służebność władzy nazistowskiej awansował na stanowisko pierwszego dyrektora Muzeum Germańskiego (Germanisches Nationalmuseum) w Norymberdze.

Zanim jednak wyjechał z Wrocławia, pochwalił się publicznie, że jednym z wartościowszych nabytków muzealnych w czasie jego jakże udanej kadencji był „z wyrobów złotniczych pochodzący z 1652 r. krucyfiks wykonany przez Gottfrieda Vogla dla dawnego rajcy Johanna Götza von Schwanenfließ, z którego to kolekcji muzeum posiada jeszcze niderlandzki portret, a jego herb umieszczony jest w centrum wielkiego dzianego dywanu wykonanego dla wrocławskiej Rady Miejskiej” (te dwa zabytki – „Portret dostojnika Kościoła wschodniego”, wcześniej uznawany za dzieło Rembrandta, a dzisiaj za domniemaną pracę gdańskiego malarza Helmicha van Thwenyhuysena, oraz dywan przeznaczony pierwotnie do nakrycia stołu w Ratuszu wrocławskim z 1674 r. znajdują się obecnie w zborach Muzeum Narodowego we Wrocławiu).

Potwierdzeniem tego muzealnego statusu krucyfiksu Götza z 1652 r. jest list z dnia 3 maja 1934 r. dyrektora Kohlhaußena do dyrektora dr. Ernsta Wermke (1893–1987, od 1933 r. z nadania nowej nazistowskiej władzy dyrektor Biblioteki Miejskiej we Wrocławiu / Stadtbibliothek Breslau), w którym potwierdzone zostaje, iż tego to właśnie dnia przed południem „z największą radością” przeniesione zostały z wrocławskiej Biblioteki Miejskiej do zbiorów Śląskiego Muzeum Rzemiosła Artystycznego i Starożytności (Schlesisches Museum für Kunstgewerbe und Altertümer, a właściwie połączonych już Miejskich Muzeów Wrocławskich / Städtischen Museen in Breslau) liczne artefakty, a wśród nich także (pod numerem 6): „srebrny, częściowo złocony krucyfiks z 1652 r. (poddany renowacji w 1790) w starym dwuczęściowym skórzanym etui” („1 silbernes teilvergoldetes Kruzifix von 1652 [1790 renoviert] in altem zweiteiligen Lederetui”; Muzeum Narodowe we Wrocławiu, Gabinet Dokumentów, sygn. I/70, k. 226).

Kolejnymi potwierdzeniami posiadania przez przedwojenne muzeum wrocławskie tego krucyfiksu są: zdjęcie archiwalne z 1935 r. autorstwa Paula Poklekowskiego (Bildkatalog Herder Institut Marburg, nr inw. BAG 2562) oraz zachowana w zbiorach wrocławskiego muzeum etykieta z podpisem – zapewne prezentowanego publicznie w muzeum w drugiej połowie lat 30. XX w. – interesującego nas krucyfiksu. Chociaż trochę na wyrost określa się ten wyrób złotniczy mianem „krzyża przysięgowego wrocławskich ławników”, to jednoznacznie na zdjęciu podaje się właściciela, jakim było wrocławskie „Kunstgewerbemuseum”.

Zdjęcie tego krucyfiksu – bez podania już jego domniemanego przeznaczenia – zamieszcza jeszcze w książce Christian Gündel w 1942 r. (Die Goldschmiedekunst in Breslau, Berlin). I zapewne ta data jest ostatnim czasowym potwierdzeniem tego, iż krucyfiks Götza znajduje się w muzeum wrocławskim.

Rozpoczyna się „wzbudzona” przez dr. Günthera Grundmanna (1892–1976), od 1932 r. Konserwatora Zabytków Prowincji Dolnośląskiej, ewakuacja z Wrocławia tutejszych zbiorów muzealnych. Interesujący nas krucyfiks umieszczony zostaje w skrzyni, której nadano numer 38M (wtedy też podaje się muzealny numer inwentarzowy tego zabytku: 25:34, a skrzynię nieprzypadkowo określa się mianem „Skrzyni Doroty” / „Dorotheenkiste”). Krucyfiks miał bowiem wyborne towarzystwo – obok niego zapakowano do niej kilkadziesiąt bezcennych dla historii i sztuki Wrocławia przykładów rzemiosła artystycznego.

Nas interesują w szczególności cztery tam umieszczone: srebrna herma relikwiarzowa św. Doroty (z 1 ćw. XV w. i z ok. 1500 r.), średniowieczny tłok z herbem miasta Świdnicy z ok. 1300 r., wykonany ze srebrnego filigranu tzw. pucharek św. Jadwigi Śląskiej z ok. 1565–1570 augsburskiego mistrza Abrahama I Lottera i tzw. skarb archeologiczny pochodzący z podwrocławskiego Zakrzowa (43 elementy; Biblioteka Uniwersytecka we Wrocławiu, Oddział Rękopisów, sygn. Akc. 1968/157, vol. 1, k. 86).

Skrzynia ta była przewożona z miejsca na miejsce (m.in. przez pewien czas znajdowała się na zamku Grodziec) i ostatecznie dotarła do Prudnika (Neustadt), gdzie na obrzeżach miasta, m.in. w dzisiejszej dzielnicy Lipa, w willi Brunona i Elsy Fipperów, urządzona została już w kwietniu 1942 r. jedna z najważniejszych wojennych składnic muzealnych. To tam wysłano najcenniejsze zabytki pochodzące z przedwojennych Zbiorów Sztuki Miasta Wrocławia (tj. z Muzeów Miejskich Wrocławia), zwłaszcza rzeźbę średniowieczną oraz różnego typu wyroby rzemiosła artystycznego, w tym w szczególności złotnicze.

Składnicę tę polscy muzealnicy pod kierunkiem prof. Stanisława Lorentza zabezpieczyli i opróżnili już w drugiej połowie maja 1945 r. Nie byli jednak pierwszymi, którym dane było dotrzeć do tego miejsca. Dowodzi tego fakt, iż w latach 60. XX w. zaczęły w tych okolicach „wypływać” na światło dzienne zabytki złotnicze, które pochodziły z dawnych, przedwojennych zasobów muzeów wrocławskich i były przez ich ówczesnych prywatnych „posiadaczy” z Bytomia i Strzelec Opolskich oferowane do sprzedaży Muzeum Śląskiemu we Wrocławiu (ob. Muzeum Narodowemu).

To tu w Prudniku wydarzyła się historia, której jednak do końca nie potrafimy odtworzyć. Ktoś zapewne zabezpieczył – już po zakończeniu wojny – tę skrzynię, ktoś ją rozpakował, część mieszczących się w niej zabytków została prawdopodobnie zrabowana, wiele precjozów uległo rozproszeniu. Dotyczyło to zwłaszcza mniejszych skalą wyrobów złotniczych. Ale wspomniane powyżej artefakty przetrwały ten burzliwy czas roku 1945 – herma św. Doroty ostatecznie dotarła do Muzeum Narodowego w Warszawie (od 2002 r. jest już w zbiorach Muzeum Narodowego we Wrocławiu); tłok świdnicki chociaż uznany został w 1945 r. za zaginiony, to w 1967 zakupiono go do zbiorów Muzeum Śląskiego we Wrocławiu (ob. Muzeum Narodowego) we wrocławskim salonie P. P. Desa; tzw. pucharek św. Jadwigi Śląskiej także utracony w 1945 r. powrócił do wrocławskich zbiorów muzealnych w 1966 r.; a tzw. skarb z Zakrzowa podzielony jest dzisiaj pomiędzy instytucje muzealne Wrocławia (Muzeum Archeologiczne) i Warszawy (Muzeum Narodowe).

W przypadku krucyfiksu Götza wiemy tylko tyle, że po 1945 r. pojawił się zapewne w Niemczech (jak?) i tam w 1989 r. trafił jako depozyt prywatnego właściciela do Germanisches Nationalmuseum w Norymberdze (nr iw. KG 1309). Ostatnio został jednak wycofany z muzeum norymberskiego i w 2022 r. wystawiono go jako ofertę sprzedażową w znanym badaczom śląskich zabytków domu aukcyjnym rodzin Senger i Herzog, którego siedziba mieści się w Bambergu (Senger Bamberg Kunsthandel). To stąd został zakupiony do zbiorów Muzeum Miejskiego Wrocławia.

Jego przypadek pozwala na przypuszczenia, że także inne cenne dzieła rzemiosła artystycznego umieszczone w ewakuacyjnej skrzyni nr 38M mogły przetrwać kataklizm roku 1945. Znacznie mniej wiemy o dzielącej los z powyższą skrzynią jej odpowiedniczką z numerem 13M, w której z kolei zabezpieczony został średniowieczny krucyfiks wrocławskiej Rady Miejskiej z 1498 r.

Dotarła ona zapewne także do Prudnika, ale nieliczne składowane w niej zabytki udało się odnaleźć po 1945 r. A było wśród nich wiele średniowiecznych relikwiarzy i kielichów, także nowożytnych wyrobów złotnictwa (m.in. norymberskiego), zawieszek cechowych i tarcz trumiennych. Wśród tych ostatnich znajdowała się również jedwabna tarcza trumienna cechu bednarzy wrocławskich z 1587 r. , która do zbiorów Muzeum Narodowego we Wrocławiu trafiła w 1948 r. z… Muzeum w Bytomiu.

I to jest cenna informacja. Bo to właśnie do tego górnośląskiego muzeum skierowano ocalałe i zabezpieczone skrzynie odnalezione w 1945 r. w składnicy muzealnej w Prudniku. Już w 1947 r. były to te, które wypełnione zostały średniowiecznymi rzeźbami – dzisiaj będącymi chlubą Galerii Sztuki Średniowiecznej Muzeum Narodowego we Wrocławiu – pochodzącymi z Kunstgewerbemuseum Breslau.

Zatem jest jeszcze nadzieja…

Piotr Oszczanowski, dyrektor Muzeum Narodowego we Wrocławiu
6 marca 2024

Zapraszamy do lektury innych tekstów z cyklu „Intrygujące!” ➸

 

print