Intrygujące!
„O rzeźbiarskich śladach słynnej Wystawy Stulecia”

Barbara Andruszkiewicz

Choć od zakończenia wystawy „Wyrzeźbiony Wrocław” upłynęło już trochę czasu, chcę jeszcze powrócić do tego tematu. W moich poprzednich wpisach wspominałam, jak wiele radości i iście detektywistycznych wrażeń może przynosić muzealnikom praca, gdy jest nam dane oderwać się od monitorów i ruszyć w teren – uzbrojonym w kalosze i patyki do odgarniania pajęczyn.

Odkrycia – nawet gdy niewielkie, lecz zawsze satysfakcjonujące – zdarzają się nierzadko zupełnie przypadkowo, bo na przykład podczas tworzenia dokumentacji fotograficznej. Tak było właśnie w trakcie przygotowań do wystawy „Wyrzeźbiony Wrocław”, gdy niezamierzenie odnaleźliśmy (lub bezpieczniej stwierdzić – zidentyfikowaliśmy, gdyż stoją całkiem na widoku) prace wrocławskie uważane za dawno już nieistniejące. A wszystko to podczas przejazdu przez niepozorną dolnośląską wieś. Zanim jednak zdradzę, o jakich dziełach mowa, muszę najpierw wspomnieć o okolicznościach ich powstania.

Wystawa Stulecia to pojęcie z pewnością znane wszystkim miłośnikom dawnego Wrocławia. Była wielkim przedsięwzięciem zorganizowanym w 1913 r. w setną rocznicę wydania we Wrocławiu odezwy króla pruskiego Fryderyka Wilhelma III Do mojego ludu (An mein Volk), wzywającej do zjednoczenia jego poddanych i wspólnej walki przeciw Napoleonowi.
Na tę okazję zagospodarowano rozległy obszar w północno-wschodnim rejonie miasta, obejmujący część Parku Szczytnickiego oraz dawny tor wyścigów konnych, tworząc tzw. Tereny Wystawowe, sąsiadujące z Ogrodem Zoologicznym.
Ich największą ozdobą stała się olbrzymia hala widowiskowa, czyli wspaniała Hala Stulecia, ale także pełniący funkcję wystawienniczą monumentalny Pawilon Czterech Kopuł, w 1913 r. goszczący w swoich wnętrzach Wystawę Historyczną, prezentującą różne aspekty epoki wojen napoleońskich.

W przestrzeni wokół Hali znalazło się również wiele obiektów tymczasowych, m.in. pawilony prezentujące dzieła członków Związku Artystów Śląska czy Wystawę Sztuki Cmentarnej, a także wzorcowe ogrody: historyczne, współczesne, a nawet cieszący się olbrzymią popularnością Ogród Japoński.

Jednym z ogrodów tam zaaranżowanych była realizacja nowoczesnego projektu architekta Paula Schmitthennera (znanego nam jako twórca miasta-ogrodu Karłowice), wykonana przez firmę ogrodniczą Arthura Seidla. Kameralnego charakteru tego sielskiego miejsca, pomyślanego jako ogród osiedlowy z obszernym tarasem, dopełniały rzeźby – półakt kobiecy autorstwa profesora Theodora von Gosena, umieszczona w niszy nad źródełkiem kopia figury małego Chrystusa dłuta renesansowego artysty Desideria da Settignano, a także dwie grupy muzykujących dzieci zdobiących bramę do ogrodu, dzieła wrocławskiego rzeźbiarza Reinharda Hilgera.

Oczywiście Wystawa Stulecia miała charakter tymczasowy, ale przecież po jej zakończeniu nikt nie wyrzucałby czy niszczył prezentowanych tam pięknych rzeźb! Znamy zresztą kilka przykładów realizacji sprowadzonych lub powstałych specjalnie na tę okazję, które na trwałe wpisały się w krajobraz Wrocławia już po 1913 r. Jest to m.in. słynna Panna z dzbanami lub Łaźniarka (1910) berlińskiego artysty Wilhelma Haverkampa, pierwotnie zdobiąca wzorcowy ogród różany, a następnie umieszczona w kompleksie pływalni przy ul. Teatralnej. Dziś rzeźba jest symbolem tego miejsca, widniejąc w logo Wrocławskiego Centrum SPA.
Również fontanna przedstawiająca Atenę, autorstwa Roberta Bednorza, zdobiąca niegdyś dziedziniec Pawilonu Czterech Kopuł i niestety zaginiona po 1945 r., była pozostałością po funkcjonującym tam na czas wystawy ogrodzie empirowym.
I ciekawostka – cztery barokowe rzeźby stojące w sąsiadującym z Muzeum Narodowym we Wrocławiu Parku im. J. Słowackiego także były częścią ogrodu historycznego (oczywiście barokowego) prezentowanego w 1913 r. przy Pawilonie Czterech Kopuł.

Wracam jednak do ogrodu Schmitthennera, po którym myśleliśmy, że nie został żaden realny ślad, oprócz pięknych fotografii zamieszczonych w periodykach, m.in. „Die Kunst. Monatsheft für freie und angewandte Kunst“ czy „Die Gartenkunst”.
Proszę więc sobie wyobrazić nasze zdumienie, kiedy przejeżdżając przez wieś Dobromierz w powiecie świdnickim, w trakcie rekonesansu przed wystawą „Wyrzeźbiony Wrocław”, na filarach bramy do dawnego zespołu pałacowego dostrzegliśmy pyszniące się tam dwie grupy doskonale mi znanych małych muzykantów! Owszem, nadgryzione przez ząb czasu, ale mimo wszystko zachowane!

Skąd się tam wzięły? Szybkie śledztwo wykazało, że stały tu jeszcze przed 1945 r., czego dowodzi przedwojenna fotografia z bazy Instytutu Herdera w Marburgu, nie mógł więc być to efekt późniejszego wędrowania mienia. Pałac z folwarkiem w Dobromierzu na początku XX w. należały do rodziny von Webern, a dokładniej do hrabiny Adolphine von Webern, z domu von Seherr-Thoss. Najbardziej prawdopodobne wydaje się więc, że to właśnie ona zakupiła owe realizacje po zakończeniu Wystawy Stulecia.

O wiele mniej realny scenariusz to zakup innych egzemplarzy wykonanych przez rzeźbiarza (pamiętajmy, że są to kompozycje odkute w piaskowcu, a takie rzadko powielano) lub wcześniejsze zamówienie rzeźb przez hrabinę von Webern, a następnie „wypożyczenie” ich architektowi na wystawę w 1913 r., a potem ustawienie w lokalizacji docelowej.

W tym miejscu warto dodać kilka słów o autorze rzeźb, czyli Reinhardzie Hilgerze. Nie jest to nazwisko powszechnie znane, zresztą sama wciąż poszukuję o nim więcej informacji. Urodzony w 1885 r. i aktywny we Wrocławiu, pracował w kamieniu oraz drewnie. Był autorem rekonstrukcji figurek katów dla pręgierzy we Wrocławiu (1925) i w Żmigrodzie (1930). Spod jego dłuta wyszły także efektowny pomnik w Złotym Stoku (1922) upamiętniający poległych w czasie I wojnie światowej oraz orzeł z herbem Niemczy zdobiący tamtejszą Bramę Dolną (ok. 1935).
Dzięki reprodukcjom w prasie lokalnej znamy kilka realizacji autorstwa Hilgera o tematyce religijnej, m.in. poruszające przedstawienie Ecce Homo, oraz wykonane przez artystę figurki bohaterów niemieckich baśni, na przykład postać dzielnego krawczyka, znana z twórczości braci Grimm.

Przypadek i szczęście – nierzadko tym rządzi się nasza praca, bo przecież wcale nie musieliśmy przejeżdżać przez Dobromierz lub w owej chwili, gdy auto mijało dawną posiadłość hrabiny von Webern, mogliśmy patrzeć w zupełnie innym kierunku…
Tak, w zdarzeniach tego typu tkwi jednak cały urok tej zabawy, nieprawdaż?

Barbara Andruszkiewicz, Dział Rzeźby XVI–XIX w. w Muzeum Narodowym we Wrocławiu
13 maja 2020

Zapraszamy do lektury innych tekstów w cyklu „Intrygujące!” ➸

 

print