Półnagie bóstwa rzeczne zaabsorbowane są wysiłkiem siedzącego pośrodku Penejosa, który gestem wyciągniętej dłoni ratuje z opresji swą córkę Dafne. Widzimy ją w oddali na polanie, ściganą przez zakochanego Apollona.
Dogonił ją właśnie i wbrew jej woli złapał oburącz w talii. Niechętna mu nimfa krzyczy: „Ojcze ratuj, jeśli jesteś bogiem. Albo rozstąp się, ziemio, albo zabierz moją piękność, przemień postać”. Zaledwie Dafne to wypowiedziała, jej ciało zaczęła pokrywać kora, ręce przeobraziły się w gałęzie drzewa laurowego z listowiem, a połączone nogi zamieniły w pień i korzenie. Bogowie wysłuchali jej próśb. Ścigana dziewczyna dzięki ingerencji ojca przeistacza się na naszych oczach w roślinę.
Apollo zrozpaczony, że nie udało mu się posiąść nimfy, wygłosił taki komentarz: „Jeżeli nie możesz być żoną, bądź chociaż moim drzewem. Zawsze będziesz ozdabiać, o drzewo laurowe, moje włosy, lirę, mój łuk. Ciebie otrzymywać będą w darze wodzowie Lacjum, gdy wśród głosów tryumfu wstępować będą na Kapitol. Ty staniesz przed pałacem Augusta – straż najwierniejsza, równie jak dąb czczona. A tak jak z mojej głowy zawsze młodzieńcze spływają kędziory, ty także nie trać nigdy swych zielonych liści”.
Pierwszy plan obrazu, niczym widownię, wypełniają wodne i leśne bóstwa oraz nimfy z cytowanego opisu pióra Publiusa Ovidiusa Naso (43 r. p.n.e. – 17 lub 18 r. n.e.), poety czasów pierwszego cesarza rzymskiego Oktawiana Augusta, sławnego autora Sztuki kochania. Odmalował on słowem w poemacie Metamorfozy to urokliwe miejsce u podnóża Olimpu w dzisiejszej Tesalii, w następujący sposób:
„Jest w Hemonii dolina zewsząd otoczona lasami: zwie się Tempe, przez nią Penejos, co z gór Pindu spływa, toczy swoje spienione wody. Spadając z urwistego szczytu, niesie nad sobą welon mgieł i wzbija mokrą chmurę, skrapia z wysoka las, hukiem napełnia całą okolicę. Tu jest dom, tu siedziba, tu mieszkanie wielkiego boga rzeki”.
Kulisa drzew i skał, budująca głębię tego manierystycznego obrazu, odsłania jeszcze inną dramatyczną historię Apollina. Widzimy jego sylwetę, tym razem zwycięzcy, który powalił właśnie Pytona. Potwór – zgodnie z tekstem Owidiusza – był smokiem poczętym po potopie:
„Tak po świeżej powodzi zamulona ziemia spęczniała w promieniach słońca płodnym ciepłem i ukształtowała rozliczne formy: częściowo dała im dawne postacie, częściowo utworzyła nowe stwory. Ona i ciebie także, wbrew swej woli, wielki Pytonie, zrodziła, smoku dotąd nie widziany. Stałeś się postrachem nowego ludu, potężny jak góra. Dzierżący łuk Apollo, bóg, który dotąd ciskał tylko groty w gazele i pierzchliwe sarny, zabił go tysiącem strzał, opróżniwszy cały swój kołczan, aż wytoczył z ran czarnych jego krew trującą. Aby zaś czyn ten nigdy nie był zapomniany, ustanowił na swoją cześć słynne pytyjskie igrzyska, nazwane od imienia zabitego smoka”.
Mity te zebrane i opisane, a po części też wymyślone przez Owidiusza zamieszczone zostały w pierwszej księdze Metamorfoz – epopei o przemianach i przemijaniu. Książka ta była bestsellerem starożytnych Rzymian i nowożytnej Europy. Historia Pytona wyjaśnia genezę igrzysk pytyjskich, inaczej zwanych panhelleńskimi, które organizowano w Delfach ku czci boga Apollina. Były one po olimpiadach najważniejszym wydarzeniem o charakterze religijno-sportowym w starożytnej Grecji. Zwycięzcy początkowo otrzymywali wieniec z liści dębu, a dopiero gdy Dafne – pierwsza miłość Apolla – zamieniła się w drzewo laurowe, ich skronie wieńczono wawrzynem.
Dobrze znana w XVII w. historia Apolla, Pytona i Dafne przybrała pod pędzlem Abrahama Bloemaerta formę popisu umiejętności malarskich i dramaturgicznych. Obrazując na podstawie Metamorfoz krainę ojca słynnej nimfy, która nie chciała za męża Apolla, artysta pragnął zaprezentować także swoją erudycję. Igrzyska delfckie wyróżniały się tym, że zmaganiom sportowym towarzyszyły konkursy muzyczne i dramatyczne, a także zdaniem rzymskiego historyka Pliniusza – malarskie. Właśnie ta informacja musiała być dla autora naszego obrazu najbardziej inspirująca. Zamierzał zostać laureatem w tej właśnie dziedzinie.
Autor tego niezwykłej urody obrazu Abraham Bloemaert (1564–1651) był synem architekta, przez kilka lat uczył się w Paryżu i Amsterdamie, m.in. u Hieronimusa Franckena. W Utrechcie, gdzie osiadł na stałe i zmarł, uważany jest za założyciela tamtejszej szkoły malarstwa. Prezentowany obraz namalował, gdy miał zaledwie dwadzieścia osiem lat.
O wielkim talencie młodego artysty świadczy sprawność w oddaniu anatomii postaci przedstawionych w niezwykłych pozach oraz mistrzowskie operowanie perspektywą malarską, jednocześnie dużym formatem oraz miniaturą, przy zachowaniu czytelności i spójności kompozycyjnej. Wzbudzający zainteresowanie klimat osiągnął artysta także dzięki teatralizacji i wyczuleniu na piękno natury. W udramatyzowany krajobraz wplótł nagie ludzkie ciała oraz pełne fantazji mitologiczne scenki.
Nie trzymał się niewolniczo tekstu, lecz twórczo przełożył słowo na syntetyczny, ale i wymowny język obrazu. Wyolbrzymił figury pierwszego planu o eleganckich i dynamicznych pozach, głównego bohatera odwrócił plecami do widza, a intrygujące historie z Apollem umieścił w oddali, tak aby oko obserwatora łowiło wszystkie szczegóły także w głębi obrazu. Subtelna i dobrze zharmonizowana paleta barwna, precyzja duktu pędzla, a przede wszystkim oryginalność tego dzieła, każe je zaliczyć do największych osiągnięć sztuki okresu manieryzmu.
dr Beata Lejman, kustosz dyplomowana w Dziale Malarstwa XVI–XIX w. w Muzeum Narodowym we Wrocławiu
#zoom_na_muzeum – zapraszamy również do lektury innych tekstów ➸