Intrygujące!
„Jak luterańska owieczka z Wrocławia trafiła do dawnego kościoła jezuitów?”

Piotr Oszczanowski

Niezwykła, ale jakże budująca historia o tym, jak ciągle należy wierzyć w to, że wybitne dzieła sztuki nie giną, nie przepadają bezpowrotnie i zawsze winniśmy mieć nadzieję, że mamy szansę je odnaleźć.

To dość niezwykła opowieść. Dotyczy bowiem wrocławskiego dzieła sztuki wczesnobarokowej, które uznaliśmy już za zaginione. Do dzisiaj byliśmy przekonani, że ślad po nim urywa się w roku 1945.

Fot. Gabinet Dokumentów MNWr

Historia ta dotyczy epitafium nietuzinkowej postaci. I chociaż wiemy o niej niewiele, to zapewne w czasach, w których żył, był powszechnie szanowany i obdarowywany niemałym zaufaniem. Naszym bohaterem jest niejaki Samuel Schaf von Weisteritz (zm. 4 czerwca 1652 r.), który to 22 września 1649 r. otrzymał czeskie szlachectwo, a jego potomkowie 18 kwietnia 1676 r. tegoż potwierdzenie z predykatem „von Schaff”. Nie może być zaskoczeniem, że w dwupolowym herbie rodu znalazła się podobizna urokliwej owieczki (po niemiecku „Schaf”), która stojąc na tylnych biegach, w pysku trzymała liść trójlistnej koniczyny, a podobna owca w półfigurze umieszczona została w klejnocie herbu.

Fot. Gabinet Dokumentów MNWr

Schaf był wrocławskim patrycjuszem i w latach 1636–1652 członkiem wrocławskiej rady miejskiej, także starszym cechu bogatych kramarzy handlujących produktami kolonialnymi oraz żelazem. 23 stycznia 1643 r. poślubił on – a była to zapewne jego druga żona – Annę Reginę z d. von Jonston und Ziebendorff (Składowice k. Lubania), córkę szkockiego pochodzenia polskiego przyrodoznawcy, wybitnego filozofa i lekarza, autora ważnych dla swojej epoki publikacji z zakresu historii naturalnej – Jana Jonstona (1603–1675) ze Wschowy i Szamotuł. Tę uroczystość ślubną specjalnym utworem poetyckim fetował sam Andreas Gryphius (1616–1664). Być może te związki rodzinne sprawiają, że dla niektórych historyków (np. Oskara Puscha) Samuel Schaff błędnie jawi się także jako lekarz, który świadczył posługę królowi polskiemu Janowi III Sobieskiemu (1629–1696) oraz książętom wirtemberskim Sylwiuszowi Fryderykowi (1651–1697) i Krystianowi Ulrykowi (1652–1704) w Oleśnicy, gdzie był także rajcą oraz fizykiem miejskim. Te zaszczytne funkcje pełnił jednak zapewne jego wnuk i ostatni przedstawiciel rodu Carl Samuel (zm. 20 sierpnia 1701 r.).

Fot. Gabinet Dokumentów MNWr

Epitafium jest poświęcone pamięci Samuela Schafa, który dokonał żywota w wieku 63 lat 4 czerwca 1652 r., oraz zmarłej dwa dni przed nim jego dwudziestoletniej córce z pierwszego małżeństwa (?) Rosinie. To dzieło dość charakterystyczne dla XVII-wiecznej rzeźby wrocławskiej, przez niektórych historyków sztuki (np. Walthera Nickela lub Kurta Bimlera) wiązane z tutejszym artystą Paulem Rohnem starszym (zm. w wieku 63 lat 1 marca 1664 r.). To on zapewne scalił owalną miedzianą tablicą z misternie wykaligrafowaną i złoconą inskrypcją z otaczającym ją bogatym, drewniany i pozłacanym obramieniem, które współtworzą fantazyjne ornamenty małżowinowo-chrząstkowe oraz dwie główki uskrzydlonych aniołów.

Na osi u góry umieszczony był herb Samuela Schafa, u dołu zaś jego namalowany na owalnej blasze miedzianej popiersiowy portret. Nie mamy już wątpliwości kto był autorem tej jakże charakterystycznej dla czasów baroku wyszukanej inskrypcji, pełnej ozdobnych elementów i tzw. zawijasów (Zierbeschriftung). Pozostawił po sobie bowiem swój monogram na końcu tekstu pożegnalnego zamieszczonego na tablicy inskrypcyjnej. Litery WS są dowodem, że twórcą tego minuskułowego napisu był popularny we Wrocławiu wczesnobarokowy kaligraf Wilhelm Schwartz (ok. 1597–po 1661). Dzięki grafice Davida Tscherninga z 1658 r. znamy nawet wygląd tego artysty, który był również urzędnikiem miejskiej kamery podatkowej we Wrocławiu.

Fot. Gabinet Dokumentów MNWr

Zapewne zasługą Anny Reginy – żony Samuela i macochy (?) Rosiny – było zamówienie tego epitafium u wspomnianych dwóch wrocławskich artystów. Zostało ono umieszczone na ścianie zachodniej północno-zachodniej kruchty kościoła św. Elżbiety, zwanej w przeszłości też halą parafialną, a prowadzącą niegdyś ze świątyni do Gimnazjum Elżbietańskiego usytuowanego pod drugiej stronie ulicy. Kruchta ta posiadała swoją drugą kondygnację, którą była kaplica wrocławskiego rajcy Matthiasa Smedchina, często stąd była określana mianem przyziemia kaplicy Smedchina. Nie mamy pewności, czy to było pierwotne miejsce ekspozycji tego epitafium. W tym samym kościele – jednak w pewnym oddaleniu od kruchty, bo w kaplicy rodziny Dumlosych – zachował się bowiem wmurowany w ścianę wschodnią odlany z brązu herb z płyty nagrobnej Samuela Schafa sugerujący, że w tym miejscu dokonano jego pochówku.

Fot. Gabinet Dokumentów MNWr

Epitafium we wspomnianej elżbietańskiej kruchcie kościelnej zapewne znajdowało się do końca ostatniej wojny. Nie dotrwało jednak do czasów nam współczesnych. To dość zaskakujące, jeżeli przypomnimy, że straty wojenne świątyni elżbietańskiej były bez porównania mniejsze niż te, które spowodował pożar tego kościoła w 1976 r. i trwająca przez blisko dwie dekady jego odbudowa. To nie utracone bezpowrotnie barokowe organy były jedyną ofiarą tego dramatu, ale szereg dzieł epitafijnych, także ich fragmentów, oraz cały zasób dawnego złotnictwa.

I tu następuje jakże radosna niespodzianka – interesujące nas epitafium odnalazło się jako stały depozyt w Muzeum Diecezjalnym w Bielsku-Białej.

Fot. Paweł Gąsior

Śledząc jego drogę do tego muzeum dowiadujemy się, że po II wojnie światowej (zapewne w 1946 r. lub nieco później) epitafium to przekazane zostało, wraz z barokowymi rzeźbami świętych jezuickich, z kościoła pw. Opatrzności Bożej w Bielsku-Białej (w dzielnicy Biała Krakowska) do obecnej bazyliki pw. Nawiedzenia NMP w Bielsku-Białej Hałcnowie i skąd właśnie trafiło w 1998 r. najpierw jako depozyt do Muzeum Miejskiego w Żywcu, a następnie w 2014 r. jako depozyt do Muzeum Diecezjalnego w Bielsku-Białej. Obecnie poddawane jest konserwacji prowadzonej przez studentkę Wydziału Konserwacji i Restauracji Dzieł Sztuki Akademii Sztuk Pięknych im. Jana Matejki w Krakowie p. Agnieszkę Pancerz (której serdecznie dziękuję za jakże cenne informacje!). Będąc własnością parafii kościoła w Hałcnowie, zapewne z czasem powróci do Bielska-Białej. Najpierw jednak epitafium zostanie zaprezentowane na stałej ekspozycji w drewnianym kościele pw. św. Andrzeja w Osieku, w ramach Beskidzkiego Muzeum Rozproszonego Diecezji Bielsko-Żywieckiej, powołanego w miejscu Muzeum Diecezjalnego w Bielsku-Białej.

Fot. Paweł Gąsior

Dzisiaj epitafium Samuela Schafa pozbawione jest partii heraldycznego zwieńczenia, także portret wrocławskiego patrycjusza jest poważnie uszkodzony.

Fot. Gabinet Dokumentów MNWr

Tu może nie będzie większych problemów z jego odtworzeniem – istnieje zarówno przedwojenna dokumentacja ikonograficzna tego zabytku, jak i zachował się portret olejny Samuela. Także odczyszczenie tablicy inskrypcyjnej nie powinno być zbyt dużym, chociaż pozostanie pracochłonnym, wyzwaniem.

Fot. Paweł Gąsior

Pozostają więc na koniec tylko pytania – kto i dlaczego przeniósł ten wybitny wczesnobarokowy pomnik z wrocławskiej luterańskiej świątyni św. Elżbiety do dawnego kościoła jezuitów w Bielsku-Białej? Czy może „stacją” pośrednią w czasie wojennej „wędrówki” była dla tego epitafium składnica w Kamieńcu Ząbkowickim, do której to już od 1942 r. trafiały drewniane epitafia z kościoła św. Elżbiety we Wrocławiu?

Nie ma na to także potwierdzenia w piśmie skierowanym do Ewangelickiego Urzędu Kościoła Parafialnego św. Elżbiety z dnia 21 kwietnia 1944 r., w którym dr Günther Grundmann wymienia 34 zabytki zabrane z tej świątyni i znajdujące się już wówczas w składnicach muzealnych w Kamieńcu Ząbkowickim oraz Lwówku Śląskim.

Zatem na powyższe pytania póki co nie potrafimy znaleźć odpowiedzi. Ważniejszym jest jednak mimo wszystko to, iż kolejny – jakże cenny – wrocławski zabytek został odnaleziony. Wszak takie – i epitafium Schafa jest tego wybornym przykładem – raczej nie giną bezpowrotnie. W tym konkretnym, prezentowanym przypadku zaginiona owieczka się… odnalazła.

Piotr Oszczanowski, dyrektor Muzeum Narodowego we Wrocławiu
19 lipca 2023

Zapraszamy do lektury innych tekstów z cyklu „Intrygujące!” ➸

 

print