Gdy na początku XX wieku Wojciech Weiss malował rozmawiające przyjaciółki, pozostawał pod wpływem teorii Stanisława Przybyszewskiego oraz dzieł norweskiego malarza Edwarda Muncha – głównego przedstawiciela ekspresjonizmu w sztuce europejskiej. Z okazji Międzynarodowego Dnia Przyjaźni z przymrużeniem oka słów o obrazie kilka…
Trudno dzisiaj dociec, czy kobieta ukazana po prawej mówi o kochanku, powiedzmy Ireny, czy o własnym. Bo jeżeli nie o kochanku, to o kim lub o czym mówić by mogła, aby jej przyjaciółka aż tak to chłonęła jak nie przymierzając biszkopt, który bez opamiętania chłonie poncz, gdy się go sposobi na tort czekoladowy.
Nie, to z pewnością nie może być rozmowa o strojach, ten trop nie znajduje potwierdzenia w ubiorach, obie przecież wybrały stonowane, niestrojne suknie, jakby chciały zakomunikować, że są ponad sprawy tak przyziemne jak oszałamiające kreacje wprost z Paryża.
Więc może, jak bohaterowie powieści Przybyszewskiego, reprezentują typ wybitnych indywidualistek, niszczonych zarówno przez świat społeczny, jak i własne wewnętrzne demony?
Skądże! Gestykulująca kobieta wygląda na zbyt energiczną, by przypuszczać, że jej życie jest równią pochyłą zmierzającą do zagłady. Słuchająca zresztą nie rozchyliłaby ust choćby nawet w nikłym bladym uśmiechu – co jednak czyni – gdyby chodziło o zawiłości egzystencjalne.
Tym, co w owym obrazie nie budzi domysłów, jest fakt, że obie kobiety są poza czasem i miejscem. Zostały uchwycone jakby były w transie, który otworzył je na światy wewnętrzne. Ostatecznie nieważne, czy impulsem był kochanek Ireny, czy własny, paryskie kreacje, czy wreszcie zawiłości egzystencjalne. Ważne, że przyjaciółki mogą sobie powiedzieć wszystko i współuczestniczyć w swoich mrocznych namiętnościach!
Jednak obstawiałbym kochanka…
Sławomir Ortyl, kustosz w Dziale Edukacji MNWr
#zoom_na_muzeum – zapraszamy również do lektury innych tekstów ➸