10 lat temu na strychu kościoła św. Antoniego we Wrocławiu dokonano niezwykłego odkrycia. Jeden z paulinów odnalazł tam obraz – zniszczony, poddany destrukcyjnemu działaniu wody (padał na niego deszcz), z ledwie widocznym przedstawieniem.
Dla znalazcy było to wręcz mistyczne przeżycie. Obraz umieścił w swojej celi i nie mógł się na niego napatrzeć. Tkwił w tym zauroczeniu i niełatwo mu było rozstać się z tym niezwykłym, choć ledwo czytelnym malowidłem.
Moja rola polegała na tym, iż zidentyfikowałem to dzieło jako pracę Michaela Willmanna. Co z kolei sprawiło, że dzięki uporowi i konsekwencji o. Mariusza Tabulskiego rozpoczął się dla tego obrazu swoisty coming out. Poddany został starannej konserwacji, zaprezentowany na wystawie w Pałacu Królewskim, wreszcie powrócił do ołtarza wrocławskiego kościoła oo. Paulinów.
A dzisiaj jest ozdobą naszej wystawy „Willmann. Opus magnum”. Taka to była historia, niezwykła historia. Bo „odnaleźć” i uratować nowego, a nieznanego wcześniej Willmanna, to jak znaleźć się w składzie osobowym wyprawy kosmicznej Elona Muska.
Po prostu… kosmos!
Piotr Oszczanowski, dyrektor Muzeum Narodowego we Wrocławiu
#zoom_na_muzeum – zapraszamy również do lektury innych tekstów ➸