Malarstwo polskie – galeria żywa

Wśród bywalców stałych galerii muzealnych są tacy, którzy swe odwiedziny tutaj traktują jak spotkania u dobrych znajomych. Przychodzą odwiedzić np. Helenkę Wyspiańskiego, Bretonkę na progu chaty Anny Bilińskiej, Kobietę z parasolką Olgi Boznańskiej… Tymczasem bywa tak, że niektórych znajomych nie udaje im się zastać.

Galerie muzealne noszą co prawda miano ekspozycji stałych, jednak ulegają one w czasie swego 20–25-letniego istnienia różnym modyfikacjom. Dzieje się tak choćby z powodu pojawienia się w zbiorach nowych, godnych uwagi dzieł, ale także z powodu wycieczek, które zdarzają się ich stałym mieszkańcom. Muzea nie są grobem dla zgromadzonych zabytków, ale wprowadzają je do nowego życia – pozwalają im zaistnieć w nowych kontekstach i spotykać nowych widzów. Najważniejszą taką okazją są wystawy czasowe.

Muzeum Narodowe we Wrocławiu organizuje wiele wystaw czasowych, ale też samo udostępnia swoje zbiory innym instytucjom. Pożyczamy z magazynów, ale też – niezbyt chętnie – uszczuplamy wówczas nasze galerie. W takich sytuacjach prace wypożyczone staramy się zastąpić innymi.

Fot. A. Kowalów

Na przykład zamiast Wnętrza Dębickiego, które pojechało na wystawę do Poznania, powiesiliśmy obraz Kajetana Stefanowicza W pracowni. Nie zawsze takie „podmianki” są łatwe. Czasem trzeba przeorganizować część ekspozycji. Dziś Smok Podwawelski Witolda Pruszkowskiego z naszego korytarza galeryjnego zastępuje w sali obraz Gottlieba – Żyd studiujący Torę, gdy z kolei jego miejsce zajął efektowny salonowy Portret Czosnkowskiej pędzla Mordasewicza, zwykle czekający w magazynie. Na dłużej została w ekspozycji batalistyczna kompozycja Wojciecha Kossaka, po wypożyczeniu Kordiana w podziemiach katedry malowanego przez Leona Picarda.

Czasem zwracamy się też do instytucji wypożyczających nasze zabytki, o stosownych i godnych, galeryjnych zastępców. Dla osób częściej odwiedzających nasze galerie bywa to okazją do spotkań niespodziewanych. Ostatnio Modlitwę przed bitwą pod Racławicami Chełmońskiego zastępowała znakomita, podręcznikowa Trumna chłopska Aleksandra Gierymskiego, która przyjechała do nas z Warszawy. Obecnie Łokietka na wygnaniu Gersona, który pojechał do Katowic na wystawę poświęconą Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, zastępują dwa obrazy – Portret siostry Henryka Rodakowskiego oraz Siesta włoska I Aleksandra Gierymskiego.

Dla nas samych ciekawy okazał się rezultat wypożyczenia z ostatniej sali dwóch znakomitych, raczej nigdy nieopuszczających Wrocławia obrazów Witolda Wojtkiewicza – WezwanieZjawisko. Bez ich magicznej, ale przytłaczającej obecności, tym razem sprawdził się znakomicie w ekspozycji wydobyty z magazynu Portret Retingera tegoż autora obok stale tu obecnych Dzieci artysty. Z Warszawy dołączyły do nich po sąsiedzku dwie współczesne im, niewielkie, zupełnie inne ale równie brawurowe malarsko kompozycje Konrada Krzyżanowskiego – cóż z tego, że małe? Na krótko można było włączyć też na tym samym ekranie późną, kolorystycznie subtelną, pejzażową pracę Kazimierza Sichulskiego, która znakomicie odnalazła się obok delikatnej formy rzeźby Koniecznego Rozpacz. Warto je zobaczyć, nim wrócą do magazynów i do właścicieli. Może być niezłym wyzwaniem sprawdzanie we własnej pamięci i porównywanie tego, co było, z tym, co akurat w tej chwili tu jest.

Marek Pierzchała, kustosz w Dziale Malarstwa (Galeria Sztuki XVI–XIX w.) MNWr

■ Zoom na muzeum – zapraszamy również do lektury innych tekstów ➸

 

print