Zdzisław Jurkiewicz

Ubrany był często na niebiesko-czerwono, w okularach z grubymi, biało-czarnymi oprawkami pomalowanymi według własnego pomysłu. Przez wiele lat mieszkał przy ul. Łaciarskiej we Wrocławiu, a jego mieszkanie, wypełnione roślinami, było również domem jego ulubionych zwierząt – gryzoni. Zafascynowany astronomią, a z wykształcenia – architekt, odgrywający w swoim życiu swoisty „teatr Jurkiewicza”.

Taki właśnie był Zdzisław Jurkiewicz – malarz, fotograf, poeta, twórca rysunków i instalacji. Jego sztuki nie sposób zaszufladkować, choć głównie łączony jest z malarstwem konceptualnym i action painting.

Był przeciwnikiem formalizmu w malarstwie. Forma dla Jurkiewicza nie była elementem decydującym o wartości dzieła. W związku z tym opierał się wprowadzaniu jakichkolwiek koncepcji rzeźbiarskich w malarską dyscyplinę. Miał jednak w swojej twórczości pewien epizod, który staje w opozycji do tych poglądów.

Powstałe w latach 1961–1966 cykle: „W akcji”, „Agresje”, „Inwazje”, cechuje bowiem nagromadzenie form. Spiczastych, biegnących diagonalnie, spiętrzonych, dynamicznych. Przedstawiają one pewne „siły i napięcia”, dramatyczne zmaganie z zamkniętą, jednorodną powierzchnią płótna. Jednak gest nie jest tutaj ekspresyjną eksplozją plam, kleksów i rozbryzgów powstałych przypadkowo, a precyzyjną, przemyślaną kompozycją. Z jednej strony może wydawać się spontaniczny, energiczny, wręcz „agresywny”, z drugiej staranny i zaplanowany.

Malarstwo Jurkiewicza tego okresu jest pewnym eksperymentem, próbą podążania w kierunku wyznaczanym aktualnie przez sztukę światową.

Inwazji XI z 1967 roku, utrzymanej w zielonkawej kolorystyce, dynamiczny, zbudowany geometrycznie kształt przecina skośnie całą powierzchnię płótna. Kształt ten nasuwa skojarzenia z rozpostartym skrzydłem drapieżnego ptaka w locie bądź futurystyczną maszyną niosącą zniszczenie i zagładę.

Mimo wszystko drażnił go wybór jednej, określonej kompozycji spośród nieskończenie wielu opcji. Pytając sam siebie: „Dlaczego wybieram akurat takie rozwiązanie” – doszedł do wniosku, że „nawet gdybym namalował kilkaset »Agresji«, zawsze mógłbym powiedzieć, że to wciąż jeszcze nie to”.

W kolejnym etapie swojej twórczości rozwiązał tę kwestię eliminując wszystkie formy, zostawiając jedynie nieograniczoną „plątaninę farb”.

Sylwia Błachowicz, Dział Promocji i Komunikacji Muzeum Narodowego we Wrocławiu

#zoom_na_muzeum – zapraszamy również do lektury innych tekstów ➸
 

print