Po halnym Edwarda Hartwiga

Pejzaż, człowiek i teatr – to trzy tematy, które zajmowały szczególne miejsce w twórczości Edwarda Hartwiga.

Niemal 80 lat pracy z fotografią przyniosło mu tytuł mistrza tej sztuki, choć początkowo odnosił się do niej z wielką niechęcią. To życie i pewne wydarzenia, niespodziewane niczym nagły wiatr, wymusiły na nim zajęcie się właśnie tą dziedziną.

Ojciec Edwarda był z zawodu fotografem: prowadził dwa zakłady – najpierw w Moskwie, później w Lublinie. Rodzina Hartwigów wyjechała do Polski z powodu wybuchu rewolucji bolszewickiej w 1917 roku, w czasie której bolszewicy skonfiskowali pierwszą pracownię. Zyski z fotografii w Lublinie pokrywały koszty utrzymania całej rodziny, jednak było to życie w bardzo niskim standardzie w porównaniu do dostatku, jakim mogli otaczać się w Moskwie.

Młody Edward chciał zostać malarzem lub aktorem. Po tych marzeniach zostały jedynie ślady w jego fotograficznym dorobku – zamiłowanie do pejzażu i portretu, które są zdecydowanie bliższe malarstwu.

Jako fotograf zadebiutował wystawą indywidualną już w wieku 20 lat. Niedługo potem choroba ojca wymusiła na nim tymczasowe przejęcie zakładu w Lublinie, a później ślub z Heleną Jagiełło i chęć założenia własnej rodziny spowodowała, że podjął decyzję o zawodowym zajmowaniu się fotografią. Od tego momentu jego kariera się rozkręciła: wyjechał na studia do Wiednia, brał udział w założeniu Lubelskiego Towarzystwa Fotograficznego oraz wielu wystawach.

W ukryciu fotografował nawet w czasie II wojny światowej. W 1944 roku wraz z grupą lubelskiej inteligencji został aresztowany i wywieziony do obozu w Jogle. Pobyt w łagrze, o ile nie pozbawił życia, to złamał psychicznie ogromną liczbę osadzonych. W tym gronie nie było Edwarda Hartwiga. Po dwóch latach powrócił do domu i sam tak wspominał ten okres: „Doświadczenie gułagu pozwoliło mi odkryć coś jeszcze. Oto kiedy szczęśliwie wróciłem do domu, do mojego gniazda, zrozumiałem, co to znaczy wolność tworzenia. Było to pojęcie, o którym przedtem bym nie usłyszał, którego ani bym szukał i ani bym znalazł. Po powrocie, mimo że byłem osłabiony, zacząłem pracować z taką pasją i siłą, jakbym chciał koniecznie szybko coś odrobić”.

Sylwia Błachowicz, Dział Promocji i Komunikacji Muzeum Narodowego we Wrocławiu

#zoom_na_muzeum – zapraszamy również do lektury innych tekstów ➸
 

print