Żniwa

Druga połowa lipca to czas żniw. Ciężkiej pracy, ale również radości. „Żniwiacy” niejednokrotnie ruszali do koszenia z pieśnią na ustach. Przed rozpoczęciem badano stan słomy i twardość ziarna. Jeśli przełamało się na pół, oznaczało to, że jest już gotowe do „żniwowania”. Gospodarz odmawiał modlitwę, rozpoczynano od miejsca obsianego święconym ziarnem w formie krzyża.

A jak to wyglądało na przykład na Wołyniu? Do zbioru żyta i pszenicy używano sierpa. Dlaczego archaicznego sierpa, skoro od stuleci istniała kosa? Między innymi dlatego, że większość dachów wiejskich zabudowań była pokryta słomianą strzechą. Do tego potrzebna była równa słoma, z której sporządzano specjalne płaskie podwójne „snopki” do mocowania na łatach dachu. Takiej słomy nie można było uzyskać, ścinając zboże kosą, nie mówiąc już o pojawiających się maszynach-żniwiarkach na polach folwarków dworskich.

Gdy więc nadeszła pora zbiorów, żniwiarze – głównie kobiety – ustawiały się szeregiem i – jak przed wiekami – żęły zboże. Ścięte garście układały najpierw tuż za sobą na ściernisku, a następnie po sporządzeniu ze słomy powrósła, na nim układały snop z użętych garstek. Snopa jednak nie wiązały. To musiał już wykonać na koniec dnia pracy sam gospodarz lub inny mężczyzna „silny w ręku” i to specjalnym kołkiem, czyli krótką, lekko zaostrzoną pałką – na tyle mocno, by snop się nie rozsypał.
Więcej ciekawostek związanych ze żniwami znajdą Państwo m.in. na stronie ze wspomnieniami Bolesława Szpryngiela ➸

#zoom_na_muzeum – zapraszamy również do lektury innych tekstów ➸

 

print