Wspomnień o Wojciechu Kossaku ciąg dalszy

„Kto nie miał siwego, nie miał dobrego!” – z tym staropolskim przysłowiem w pełni zgadzał się także Wojciech Kossak, który miał okazję na własnej skórze przekonać się o jego trafności.

W 1876 roku Wojciech Kossak musiał przerwać studia w Akademii Monachijskiej, by odbyć obowiązkową służbę wojskową. Przez rok służył jako ochotnik w 1. c.k. pułku ułanów w Krakowie, po czym zdał egzamin oficerski, uzyskując stopień podporucznika. Pomimo tego, że przygoda ta trwała tak krótko, wpłynęła znacząco na dalszy rozwój jego artystycznych zainteresowań.

„Pułk mój […] miał wielu oficerów i podoficerów, uczestników wojny z 1866 roku. Nawet koni wiele było jeszcze w pułku znających znoje wojenne, jednak wyłącznie tylko siwych […]. I mnie szef szwadronu dał siwego, hreczką już dobrze posypanego, rasowego konia. Chodził pod trębaczem do szarży pod Nachodem, Königgrätzem i Oświęcimiem, nazywał się »Kozak«. Doświadczenie, znajomość komendy i sygnałów takiego osiwiałego w służbie weterana jest zdumiewająca, ale bo też polski materiał kawaleryjski w ludziach i koniach jest jedyny na świecie”.

Sylwia Błachowicz, Dział Promocji i Komunikacji Muzeum Narodowego we Wrocławiu

#zoom_na_muzeum – zapraszamy również do lektury innych tekstów ➸
 

print