Wszystkie muzea posiadają swoje tajemnice i zakątki, do których wstęp mają tylko nieliczni pracownicy. Jednymi z takich miejsc są magazyny, gdzie niczym w skarbcu przechowywane są dzieła sztuki. Oto kolejna część cyklu „W białych rękawiczkach”, w którym kustosze MNWr prezentują ukryte i niedostępne na co dzień skarby.
Czy rozpoznają Państwo ten schematycznie zarysowany budynek? To Gmach Główny Muzeum Narodowego we Wrocławiu. Ale gdzie podział się bluszcz? I co na jego frontowej elewacji robią psychodeliczne oczy?
Fot. Magdalena Lorek
Cofnijmy się do Wrocławia z roku 1992, kiedy zwyczajowo w pierwszym tygodniu września rozpoczyna się tu Międzynarodowy Festiwal Oratoryjno-Kantatowy „Wratislavia Cantans”. Z okazji przypadającej wtedy 250. rocznicy prawykonania „Mesjasza” Georga Friedricha Haendla w Dublinie pod dyrekcją samego kompozytora (zainteresowanie było wtedy tak wielkie, że przezorni organizatorzy zwrócili się publicznie do dam, aby przybyły bez krynolin), organizatorzy festiwalu postanowili, by dwutygodniowe muzyczne świętowanie nad Odrą rozpoczęło i uwieńczyło oratorium wszechczasów: w rzadko wykonywanej wersji Wolfganga Amadeusa Mozarta (wyk. Koelnische Kantorei oraz Das Kleine Konzert pod dyr. Hermanna Maxa) oraz w wersji powszechnie znanej kompozytorskiej (wyk. London Mozart Players oraz The Corydon Singers pod batutą Matthew Besta).
Festiwal rozgościł się we wrocławskim Ratuszu, na Rynku, w Operze, Auli Leopoldina, w katedrze św. Marii Magdaleny i innych kościołach, a także galeriach sztuki i muzeach. W ramach cyklu „Muzyka i Sztuki Piękne” jedna z dwunastu wystaw towarzyszących koncertom odbyła się w Muzeum Narodowym we Wrocławiu.
Oczarowani klawesynowym wirtuozerstwem Elżbiety Chojnackiej (w programie: Michael Daugherty, Cristobal Halffter, F. Bernard Mache, Louis Andriessen, Costin Miereanu) słuchacze tego recitalu mogli obejrzeć także wystawę prezentującą dzieła trojga artystów: Jana Sawki, Eugeniusza Geta Stankiewicza oraz Anny Skibskiej.
W kontekście psychodelicznych oczu umieszczonych na elewacji Muzeum, interesujący będzie dla nas stojący w jasnym letnim garniturze Jan Sawka (1946–2012): „zabrzanin z urodzenia, z wyboru wrocławianin, krakus, warszawiak i nowojorczyk, wagabunda i wolny ptak, wędrujący filar studenckiej kontrkultury lat sześćdziesiątych i pierwszej połowy lat siedemdziesiątych”– jak anonsuje go w broszurze festiwalowej Mirosław Ratajczak.
Tworząc serie rysunków, grafik, plakatów, ilustracji i scenografii Sawka towarzyszył niemal wszystkim wydarzeniom kulturalnym tamtych lat i stał się ich symbolem. W 1974 roku wyjechał z Polski i osiedlił się w Stanach Zjednoczonych. W roku 1992 zawitał do Wrocławia po raz pierwszy od osiemnastu lat.
Na wystawie zaprezentował zespół grafik „Post Cards”, w którym dominowały motywy pejzażowe, odmienne w formie, poetyckie i nastrojowe impresje artysty z pobytu we Włoszech „Lamporecchio”, serię grafik „Book of Fiction”, a także projekt wielkiej instalacji plenerowej „Mesjasz Wrocławski”, który miał zainaugurować „haendlowską” edycję festiwalu „Wratislavia Cantans”.
Na 49 kartach projektu (każda o wymiarach 30,5 × 45,5 cm) wypełnionych tuszem i akwarelą, artysta zaproponował, jak mógłby wyglądać festiwalowy Rynek i ważniejsze budowle publiczne we Wrocławiu, dzięki iluminacji świetlnej, zintegrowanej z elementami architektury tych budowli oraz towarzyszącą muzyką.
„Rzecz była już niemal ogadana, lecz kiedy przystępowałem do ostatnich rozmów z zagranicznym inwestorem na temat wrocławskiego projektu, ktoś opowiedział dowcip o rozgrywkach politycznych w Polsce, co – między innymi – spowodowało, że temat upadł” – artysta wspomina w jednym z wywiadów prasowych.
Ostatecznie kontrahent zadeklarował swój udział jedynie w realizacji gigantycznego widowiska z udziałem amerykańskiego zespołu rockowego Grateful Dead oraz realizacji „Mesjasza” na pl. św. Piotra w Watykanie i w Tokio. We Wrocławiu Sawka mógł więc jedynie pokazać swoje malarsko-laserowe fantazje na temat „Mesjasza”, otwierając tym projektem wystawę w Muzeum Narodowym. Wykonane przez niego niezwykle skrupulatnie grafiki prezentują widoki z lotu ptaka, rzuty boczne, wykaz potrzebnych sprzętów oraz obsługę oświetlenia.
Dołącza do tego także wizualizacje i niewielkie modele sztandarów.
Na wrocławskim Rynku Sawka zaproponował rozwiązania ożywiające niemal całą jego powierzchnię. W dwóch narożnikach po przekątnej zaplanował po 3 projektory, które miały rozświetlić ściany Ratusza wizualizacjami serii cieni i barwnych plam, zaś na północnej – wykorzystując około 80 klatek – miały „rzucać” na ściany budynków kompozycję „24 godziny”, czyli serię pejzaży ze zmieniającym się niebem – „od nocy do nocy”.
Na południowej stronie Rynku, między Sukiennicami a pomnikiem Aleksandra Fredry, na czas trwania festiwalu miała powstać instalacja składająca się z 15 rozstawionych po łuku, jeden za drugim, podwieszona na delikatnych konstrukcjach aluminiowych lub stalowych. Jedna strona sztandarów miała być opracowana fluoryzującą farbą, która dzięki podświetleniu „czarnym światłem” unosiła barwną kompozycję w powietrzu.
Inaugurujący koncert festiwalowy odbył się w katedrze św. Marii Magdaleny, mieszczącej w swoich przepastnych nawach tłumy słuchaczy delektujących się dźwiękami monumentalnego arcydzieła Haendla. Dokładnie po zakończeniu oratorium na fasadzie kościoła miał rozjarzyć się mieniącymi kolorami „Ikar” lub „Mesjasz”. Przez cały czas trwania festiwalu miał rozświetlać się po mroku i pulsować kolorem.
Sawka zaplanował aluminiową konstrukcję o wymiarach 6 × 3 metry, na którą można było naciągnąć płótno malarskie – przyklejone warstwami i pomalowane farbami, uzupełnionymi mieszanką fluorescencyjną.
Jeden projektor ustawiony na wysokości pomnika kardynała Bolesława Kominka miał „rzucać” obraz z 50 slajdów na północną elewację kościoła Najświętszej Marii Panny na Piasku. Obraz z rzutnika miał być zsynchronizowany z kolorowymi światłami trzech zestawów reflektorów, które miały znacznie poszerzać tło właściwej kompozycji wyświetlanej na ścianie kościoła halowego. Zgodnie z obliczeniami artysty do czuwania nad projekcją potrzebna była jedna osoba do obsługi, jeden „synchronizator” i jeden radiowóz (lub „gliniarz”).
Dwa rzutniki umieszczone na platformach u wylotu mostu Uniwersyteckiego miały rzucać obrazy (lub jeden obraz składający się z dwóch części) na północną elewację Uniwersytetu nad Bramą Cesarską. Dodatkowy efekt tworzyłyby światła „towarzyszące” projekcjom, oświetlające Wieżę Matematyczną oraz elewację wschodnią, tworząc „ramę” projekcji. Do obsługi tego stanowiska artysta przewidział dwoje ludzi do obsługi, jednego „synchronizatora” oraz jeden radiowóz.
„Oczy” świecące co noc w czasie trwania festiwalu – układ sześćdziesięciu aranżowanych parami i zmieniających się slajdów identycznego rozmiaru i kształtu – miały zachować odrębny charakter projekcji wyświetlanej na frontowej elewacji Muzeum Narodowego za pomocą dwóch rzutników ustawionych na pomostach. Ostre kolory i powtarzający się często motyw oczu były umotywowane charakterem „reklamowanej” imprezy – wystawy grafiki Sawki i Geta Stankiewicza. Artysta nie zaplanował dodatkowego oświetlenia gmachu muzeum, wyznając, że „oczy będą wystarczająco niesamowicie wyglądać…” Jego zdaniem do obsługi tej iluminacji potrzebna byłaby jedna osoba oraz jeden radiowóz ochronny.
Czy to dobrze, że nie mieliśmy okazji zobaczyć tych realizacji we Wrocławiu? Czy chcieliby Państwo jednak wziąć udział w tym spektaklu świetlnym? Może nie jest jeszcze za późno…
Justyna Chojnacka, Dział Grafiki i Rysunku Muzeum Narodowego we Wrocławiu
#zoom_na_muzeum – zapraszamy również do lektury innych tekstów ➸