Wszystkie muzea posiadają swoje tajemnice i zakątki, do których wstęp mają tylko nieliczni pracownicy. Jednymi z takich miejsc są magazyny, gdzie niczym w skarbcu przechowywane są dzieła sztuki. Oto kolejna część cyklu „W białych rękawiczkach”, w którym kustosze MNWr prezentują ukryte i niedostępne na co dzień skarby.
Pani Zofia w masce karnawałowej z epoki Królowej Wiktorii to nie kto inny jak Zofia Rydet. Jedna słynna fotografka w ujęciu drugiej – Anny Bohdziewicz. Zdjęcie to jest jednym z wielu, które znajdziemy w cyklu „Fotodziennik” – wyjątkowym zapisie polskiej codzienności lat 80., którego część możemy podziwiać na ekspozycji stałej Pawilonu Czterech Kopuł.
Anna Beata Bohdziewicz to niezwykła postać na polskiej scenie fotograficznej. Urodziła się w 1946 roku w Warszawie, gdzie studiowała etnografię. W latach 70. była asystentką na planach filmowych, m.in. Krzysztofa Kieślowskiego czy Filipa Bajona. W 1981 roku zaczęła tworzyć „Fotodziennik”, w którym udokumentowała codzienność tamtych czasów.
Fot. Magdalena Lorek
Fotografka, która nie miała samochodu i wszędzie poruszała się pieszo, zawsze nosiła ze sobą aparat, rejestrując wszystko, co działo się wokół niej. Efektem stał się zapis wydarzeń codziennych, autentycznych – notatnik niespiesznego przechodnia. W porównaniu do wystudiowanych prac wielu artystów skupiających się na skomplikowanych kompozycjach czy właściwym ustawieniu swoich obiektów i modeli spontaniczne fotografie Bohdziewicz jawią się jako pochwała życia, nawet w bardzo trudnych czasach. Wzorem dla nich były dzieła literackie, dzienniki Gombrowicza czy Pamiętnik z Powstania Warszawskiego Białoszewskiego. W inspirowanych nimi zdjęciach widać etnograficzne wykształcenie fotografki i jej antropologiczną wrażliwość: w zasadzie żaden temat nie był dla niej za mały.
„Fotodziennik” pokazuje nam więc pieczołowitą dokumentację zdobywania zapasów papieru toaletowego, pustych półek sklepowych, improwizowanych szopek bożonarodzeniowych, napisów ulicznych, wystaw organizowanych w kościołach, wizytę papieża, a nawet… oświadczyny. Oto na małych fotografiach publiczne miesza się z prywatnym, co odzwierciedla rzeczywistość lat 80., kiedy wydarzenia polityczne wdarły się do codziennego życia. Do wszystkich tych migawek artystka, która sama siebie nazwała „pstrykaczem”, dodawała krótki podpis, co dziś kojarzyć może nam się z formą postów na popularnym Instagramie. Dla Bohdziewicz głównym impulsem twórczym była jednak rzecz wcale nie rozrywkowa – stan wojenny.
Jak wspomina: „Stan wojenny sprawił, że pomysł, żeby zdjęcia podpisywać i że każda chwila utrwalona jest już historią, i to historią przez duże ‘H’, skonkretyzował się w mojej głowie. Nie od razu, gdzieś w listopadzie 1982 roku. I wtedy też wymyśliłam, że to będą nieduże kwadratowe kartki, na nich zdjęcia i odręczny podpis”.
Na jednym z owych zdjęć uchwycona została Zofia Rydet. Zważywszy na ich wspólny, etnograficzny „zmysł”, znajomość obu fotografek wydawała się nieunikniona. Mało tego, Bohdziewicz w latach 80. towarzyszyła Rydet właśnie wtedy, gdy ta kontynuowała swój „Zapis socjologiczny”.
W swojej dalszej twórczości Bohdziewicz kontynuowała zdjęcia dokumentalne ze specyficznym dla niej intymnym podejściem, czy to podróżując do Afganistanu, czy uwieczniając przydrożne kapliczki w Warszawie. „Fotodziennik” Anny Bohdziewicz pozostaje zaś oryginalną kroniką lat 80. XX wieku w Polsce. Zaproszeniem do odkrycia ówczesnej rzeczywistości z perspektywy zwykłego, ulicznego obserwatora.
Adam Pacholak, Dział Fotografii MNWr
■ Zoom na muzeum – zapraszamy również do lektury innych tekstów ➸