Wszystkie muzea posiadają swoje tajemnice i zakątki, do których wstęp mają tylko nieliczni pracownicy. Jednymi z takich miejsc są magazyny, gdzie niczym w skarbcu przechowywane są dzieła sztuki. Oto kolejna część cyklu „W białych rękawiczkach”, w którym kustosze MNWr prezentują ukryte i niedostępne na co dzień skarby.
Rysunki Barbary Gawdzik-Brzozowskiej bez wątpienia należą do najciekawszych i najoryginalniejszych w sztuce polskiej. Ta mistrzyni czystego rysunku tworzyła osobliwe ludzkie wizerunki oraz „zwierzostwory” przepełnione humorem i groteską, posługując się precyzyjną, delikatną, „cienką jak włos”*, wręcz frymuśną, kreską.
Obdarzała je wymyślnymi archaicznymi imionami zaczerpniętymi z mitologii, Biblii czy historii: Zachariasz, Teodor, Teodora, Tekla, Teofila, Teofil, Urban, Prot, Apolinary, Olimpia, Flora, Sidonia, Idalia, Konrad, Edgar, Agaton, Ryksa, Adolfina, Balbina, Bazyli.
Fot. Magdalena Lorek
W kolekcji współczesnej grafiki i rysunku Muzeum Narodowego we Wrocławiu znajduje się 18 prac jej autorstwa. Prezentowany Zachariasz z 1970 roku ma ludzką twarz, choć jego oczy przykrywa grzywka wyrastająca bezpośrednio z… brwi (sic!). Widoczna jest misternie oddana, dziwnie spłaszczona małżowina lewego ucha, nos oraz zaciśnięte usta zawiązane sznurkiem, którego oba końce obciążone są dziwnymi ciężarkami.
Zachariasz był kapłanem, mężem św. Elżbiety, ojcem św. Jana Chrzciciela, powinowatym Marii. Według Ewangelii św. Łukasza podczas służby liturgicznej w świątyni Archanioł Gabriel zwiastował mu przyjście na świat długo oczekiwanego potomka – późniejszego św. Jana Chrzciciela. Zwątpiwszy w to, Zachariasz stracił mowę, którą odzyskał dopiero po narodzinach syna, podczas obrzędu jego obrzezania.
Na rysunku czas jego niemoty symbolizują zasznurowane ciasno usta.
Fot. Magdalena Lorek
Aureliusz z 1972 roku przedstawia młodzieńca o poważnej twarzy okolonej osobliwym zarostem i grzywką w miejscu brwi. Blisko siebie osadzone oczy, widoczne zza szkieł binokli patrzą w dal.
Uniesiona lewa dłoń sugeruje gest cesarskiego pozdrowienia samego Marka Aureliusza. Na jego osobę wskazują również dwie pszczoły, które przysiadły na zgięciu między ramieniem i szyją. Uważany za jednego z najbardziej wykształconych rzymskich cesarzy, zwany „filozofem na tronie”, w księdze V swych Rozmyślań nawiązuje do fenomenu natury, w tym, między innymi, do pracowitości pszczół.
Im też zadedykował jedną z najczęściej przytaczanych swych sentencji: „Co nie jest pożyteczne dla roju, nie jest też pożytkiem dla pszczoły”.
Fot. Magdalena Lorek
Wizerunek Konrada z 1965 roku to przedziwna hybryda ryby, ptaka oraz nadąsanego osobnika płci męskiej. Pękata postać tego „rybotwora”* o ptasim profilu stoi na dwóch dziwnie wygiętych niby-nóżkach. Miejscami, z rzadka pokrywają ją ni to piórka, ni to sierść. Poniżej wydłużonej „płetwy grzbietowej” wystaje mały, rybi, „dynamiczny” ogonek.
Karykaturalna figura odsłania równie karykaturalną ludzką naturę, charakter, specyficzny typ fizjonomiczny potencjalnego Konrada, którego imię wywodzi się z języka staroniemieckiego, a oznacza kogoś, kto odważnie, autorytatywnie szermuje jedynie słusznymi („dobrymi”) radami.
W sieci internetowej można odnaleźć inne rysunki Barbary Gawdzik-Brzozowskiej przedstawiające podobnych osobników. Stwory te zazwyczaj dźwigają swoje przeogromne korpusy na cienkich „wypustkach”, a ich grzbiety zakończone są „dynamicznymi, napędowymi” ogonkami.
Zadziwiające jest też to, że te zdecydowanie korpulentne postacie, obdarzone zostały przez artystkę niebywałą lekkością, wręcz gracją ruchów.
Barbara Gawdzik-Brzozowska urodziła się w Katowicach w 1927 roku, zmarła w Zakopanem w 2010 roku. Ukończyła Zawodową Szkołę Krawiecką w Krakowie oraz Akademię Sztuk Pięknych tamże. Studiowała u takich mistrzów jak Eugeniusz Eibisch czy Konrad Srzednicki. Wszechstronnie utalentowana była ilustratorką Wydawnictwa Literackiego i Polskiego Wydawnictwa Muzycznego. Projektowała modę, zabawki z wełny, meble, futrzano-drewnianą biżuterię. Przede wszystkim zajmowała się rysunkiem, malarstwem ściennym i projektowaniem architektonicznym.
Artystka latami tworzyła wspaniały tandem artystyczny z mężem – Tadeuszem Brzozowskim. Dzieliła z nim pracownię w Zakopanem, zachowując jednocześnie całkowitą twórczą autonomię. Brzozowski, zaliczany do grona wybitnych polskich surrealistów, podziwiał z niekłamaną (pozytywną) zazdrością kunszt rysowniczy swej małżonki.
Jej twórczość znakomicie wpisuje również w złoty okres polskiej ilustracji, trwający od 1960 do 1980 roku, jak również w poetykę, reprezentowaną przez innego niezwykłego rysownika – Daniela Mroza – wieloletniego autora m.in. oprawy graficznej, legendarnego już, czasopisma „Przekrój”.
Można by rzec, że u obu artystów „absurdalna rzeczywistość stała się bardziej wiarygodna”*.
Magdalena Szafkowska, Działu Grafiki i Rysunku MNWr
* Cytaty za: J. Woźniakowski, Galeria Portretów Barbary Gawdzik-Brzozowskiej, [w:] Barbara Gawdzik-Brzozowska rysunek, BWA Łódź 1977.
■ Zoom na muzeum – zapraszamy również do lektury innych tekstów ➸