Intrygujące!
„Uparty jak lwowiak – Roman Cieślewicz”

Justyna Chojnacka

Roman Cieślewicz (1930–1996) swoje życie podzielił niemal tak symetrycznie, jak komponował swoje słynne prace z pierwszej połowy lat 70. XX w. 33 lata w Polsce i 33 lata we Francji – jak podliczył i zauważył Zdzisław Schubert, historyk i krytyk sztuki, a prywatnie przyjaciel artysty – splatają się i tworzą niezwykłego artystę, który przynależny był tak polskiemu, jak i francuskiemu światu sztuki.

Współtwórca Polskiej Szkoły Plakatu, który inspirował się projektowaniem francuskim z lat 30., stworzył wiele zapadających w pamięć plakatów filmowych i teatralnych. Dyrektor artystyczny czasopisma „Ty i Ja” (także autor 46 okładek), a później paryskiego magazynu „Elle”, któremu narzucił własną wizję graficzną, pracował także dla francuskiego „Vogue’a” i miesięcznika poświęconego sztuce międzynarodowej „Opus International”.

Dołączył do dionizyjskiego kolektywu artystycznego Ruch Paniczny (właściwie był to antyruch), który w 1962 roku w Paryżu założyła trójka przyjaciół ekscentyków: poeta Fernando Arrabal, reżyser Alejandro Jodorowsky oraz mistrz czarnego humoru – rysownik i pisarz Roland Topor. Zgodnie z fantazyjną myślą tej grupy, Cieślewicz wydawał autorski magazyn informacji panicznej „Kamikaze”, który sprowadzał się do krótkich komentarzy i podpisów oraz nietypowo dużych zdjęć, zestawianych ze sobą na sąsiadujących stronach.

Nazywał siebie „zwrotniczym siatkówki”, czyli tym który przygląda się światu, w którym żyje i patrzy na obrazy, później przepuszcza je przez własny filtr, a to pozwala na zobaczenie ich w innym świetle. Niczym zwrotniczy nadaje więc oczom nowy kierunek – ukazuje nowy kontekst obrazów.

Jest także autorem fotografii dokumentujących rzeźbiarskie obiekty wykonane z wyżutej gumy przez swoją żonę Aliną Szapocznikow („Fotorzeźby”, 1971).

Z ogromnego dorobku artystycznego, największe znaczenie dla Cieślewicza miał plakat oraz fotomontaż. Te dwie dziedziny najlepiej charakteryzują jego osobowość twórczą. Jego działalność wydawnicza, reklamowa czy wystawiennicza była silnie powiązana ze charakterem plakatu i fotomontażu. Zapytany o swoje uzdolnienie, przyznał: „talent jest rzeczą niematerialną. Moim zdaniem talent to przede wszystkim szczęście, ale zasadniczą rzeczą jest upór. We Francji mówią »uparty jak Bretończyk«, ja mówię »uparty jak lwowiak«”.

W zbiorach Muzeum Narodowego we Wrocławiu znajduje się 18 prac Romana Cieślewicza. W większości są to zakupione w 1975 roku od artysty „Figury symetryczne”, które należą do powstałej w latach 1971–1974 serii grafik wykonanych w technice sitodrukowej. Ich kompozycja opiera się na lustrzanym odbiciu względem osi środkowej. Zaczynem całej serii była reklama prasowa dla magazynu „Zoom”, którą artysta projektował, pracując dla agencji reklamowej M.A.F.I.A. – wyróżniającej się spośród innych wysokim poziomem artystycznym oraz intrygującymi przedsięwzięciami (współpracowała m.in. z Rolandem Toporem, Jeanem-Michelem Folonem czy Helmutem Newtonem).

Osobną grupę stanowią projekty katalogów wystaw organizowanych przez Centre National d’Art et du Culture Georges Pompidou w Paryżu, a także katalog do wystawy w Muzeum Sztuki w Łodzi (1971): „Roman Cieślewicz, wystawa foto-grafiki 1962–1971” (układ graficzny zrealizowany wspólnie z Janem Heydrichem).

Wśród dzieł znajdujących się w zbiorach Muzeum Narodowego we Wrocławiu jest także jedna z najstarszych zachowanych prac Cieślewicza. Jest to niewielkich rozmiarów grafika (18 × 12,5 cm) wykonana w technice drzeworytu sztorcowego, którą stworzył kilka dni po swoich szesnastych urodzinach. Praca przedstawia pejzaż architektoniczny. Zza budynków ukazanych na pierwszym planie wyłania się perła lwowskiej architektury – słynna wieża Korniakta (od nazwiska fundatora, lwowskiego patrycjusza Konstantego Korniakta), należąca do zespołu cerkwi Zaśnięcia Matki Bożej, zwanego cerkwią Wołoską.

Cieślewicz uchwycił ten widok od strony ulicy Braci Rohatyńców. Stojąc obok Arsenału Miejskiego, a może nawet siedząc na krużganku pierwszego piętra tego budynku, narysował ruiny nieistniejącej już synagogi Złotej Róży, zwanej także Nachmanowicza (od nazwiska inicjatora budowy i fundatora), przy ulicy Iwana Fedorowa 27, dawnej Blacharskiej.

Murowany budynek synagogi wzniesiono w 1582 roku na planie prostokąta, w stylu renesansowym z reminiscencjami gotyku. Na grafice Cieślewicza widać pozostałości po ostrołukowych oknach, które po dwa umieszczone były na każdej ze ścian budynku. We wrześniu 2016 roku na tym terenie zaaranżowano miejsce pamięci o nazwie „Przestrzeń Synagog”.

Życie i twórczość Romana Cieślewicza były wielokrotnie opracowywane przez badaczy, stosunkowo rzadko wspomina się jednak o jego młodzieńczych latach. Przenieśmy się więc do przedwojennego Lwowa.

13 stycznia 1930 roku rodzi się jako czwarte dziecko Sabiny (z domu Mieleckiej) i Leona Cieślewicza – mistrza kaflarskiego, którzy mieszkają w kamienicy przy ulicy św. Zofii 11 A (dziś Iwana Franki), niemal na wprost Parku Stryjskiego. Edukację rozpoczął w Szkole Podstawowej im. Marii Konopnickiej przy ul. Zielonej 10, a w wieku 14 lat dołączył do chóru w kościele pw. św. Wincentego a Paulo Księży Misjonarzy przy ulicy Snopkowskiej.

Jego pierwszy kontakt ze sztuką zaaranżował ojciec. Wyjmował z domowej biblioteczki wybraną książkę i kładł na stole przed synem, który przerysowywał jej okładkę. Była znakomitym wzorem do ćwiczeń, ponieważ przedstawiała złocony rysunek słynnego Człowieka witruwiańskiego Leonarda da Vinci – postać o idealnych proporcjach. Chłopiec w każdej wolnej chwili rysował, kalkował lub podkradał materiały od starszego brata Mieczysława, który przecierał szlaki grafiki artystycznej we lwowskiej Szkole Przemysłowej.

Mieczysław został „papieroplastykiem”. Pracował m.in. przy dekoracji wewnętrznej pawilonów wystawowych na Targach Wschodnich – corocznej wystawy przemysłu polskiego i zagranicznego, organizowanej w latach 1921–1939 na terenach koło Panoramy Racławickiej, niedaleko domu Cieślewiczów. Jak wspomina, na otwarciu tej imprezy targowej jego oczy kierowały się zawsze w stronę kolorowych prospektów – co już zdradzało przyszłe zainteresowania Romana.

W rozwoju artystycznym niezwykle wspierał go ojciec.To on zorganizował synowi lekcje rysunku u polskiego malarza batalisty Stanisława Kaczora Batowskiego (1866–1946), którego pracownię Roman Cieślewicz mijał zawsze po drodze na Targi Wschodnie (dziś w tej willi mieści się polski konsulat). Po zbombardowaniu domu Batowskiego, które przeżył jedynie malarz, Leon Cieślewicz zaproponował artyście pomoc przy odbudowie domu. Zapłatą za to i budowę pieca kaflowego były lekcje rysunku dla Romana.

Pod koniec wojny młody Cieślewicz rozpoczął edukację w Państwowej Szkole Technicznej na Wydziale Przemysłu Artystycznego (1943–1946). Spośród jedynych dostępnych wtedy kierunków przemysłu artystycznego, wybrał stolarstwo.

Nauczanie technik graficznych we lwowskiej szkole zapoczątkował Ludwik Tyrowicz. Do jego pracowni uczęszczał przed wojną Mieczysław Cieślewicz. Roman podpatrywał rysunki brata, szczególną uwagę zwracając na liternictwo, a to wyczuliło go na szyldy małych żydowskich sklepików we Lwowie, które miały bardzo bogatą typografię. Ślady tych inspiracji można odnaleźć w późniejszych plakatach filmowych  Cieślewicza: Manru, Wierchy, Kamienny kwiat czy Konik polny.

Roman Cieślewicz opuścił Lwów z rodzicami i bratem Tadeuszem w 1946 roku, wyjeżdżając ostatnim transportem wraz z zakonnikami z klasztoru bernardynów. Artysta nieczęsto opowiadał o dzieciństwie spędzonym we Lwowie. Na dłuższą opowieść zdobył się w Toruniu w 1993 roku podczas pobytu związanego z otwarciem swojej wystawy w BWA. Dzięki przyjacielskim rozmowom zainicjowanym przez Zdzisława Schuberta w hotelu Helios i wspomnieniom artysty przywołanym podczas wernisażu, Schubertowi udało się wyłowić garść informacji o tamtym czasie. Dla Cieślewicza wspomnienia sięgające do Lwowa były z pewnością wielkim przeżyciem.

Jak wspominał jego przyjaciel i kolega po fachu Waldemar Świerzy: „zawsze tęsknił za Lwowem i do końca mówił po francusku z lwowskim akcentem. Bardzo śmiesznie. Nikt tak po francusku nie mówił i Romek chyba to nawet pielęgnował”.

Justyna Chojnacka, Dział Grafiki i Rysunku Muzeum Narodowego we Wrocławiu
17 grudnia 2022

■ Zapraszamy do lektury innych tekstów z cyklu „Intrygujące!” ➸
■ Zoom na muzeum – zapraszamy również do lektury innych tekstów ➸

 

print