Oto obraz, który oglądać można na wystawie „Od szkicu do panoramy” przygotowanej z okazji 40-lecia Panoramy Racławickiej we Wrocławiu – Studium chłopa z Bronowic namalowany przez Aleksandra Gierymskiego ok. 1895 r.
Fot. A. Kowalów
Czasami trudno człowiekowi połączyć kropki. I to jest ten dzień. Niby wszystko jest okej. Bałtyk jak zwykle nie zawiódł. Od kilku dni daje spektakl z wiatrem w roli głównej, to on decyduje o grze fal i chmur, które wchodzą z nim w intensywne interakcje. No i nie mogę nie wspomnieć o deszczu, choć jego rola jest drugoplanowa, bez wątpienia pełna maestrii. I właśnie po to tutaj przyjeżdżam.
Ale wracając do kropek. Mam w pamięci te wszystkie opracowania dotyczące obrazu Aleksandra Gierymskiego Studium chłopa z Bronowic. Badacze twórczości i życia Gierymskiego są zgodni, w latach 1893–1895 malarz przebywał w Krakowie, goszcząc w Bronowicach u Włodzimierza Tetmajera i korzystając z jego pracowni, rzecz jasna.
Najprawdopodobniej to wcześniejszy pobyt w Paryżu miał zainspirować Gierymskiego do próby zastosowania sztuki impresjonistów w nietypowych dla siebie obrazach o tematyce wiejskiej. Co istotne, Gierymski starał się przy tym unikać krytykowanej przez siebie „lichej etnografii”. Świadoma ucieczka artysty przed ową „lichą etnografią” sprawia, że rzeczony obraz pozbawiony jest ckliwej anegdoty.
Fot. za: Wikimedia CC
Postać tytułowego chłopa ukazana została w świetle, które kładzie się na niego od przodu, a co za tym idzie mężczyzna rzuca szaroniebieski cień widoczny na jasnym neutralnym tle. Pokazany w stroju krakowskim, z poważnym wyrazem twarzy i wyprostowaną sylwetką jest pełen godności. I nic więcej? Więcej, by tylko zaszkodziło.
Kropek zaczynam nie łączyć w momencie, gdy biorę pod uwagę rozżalenie, które ewidentnie wybrzmiewa w cytatach z listów Gierymskiego, gdy wypowiada się na temat ówczesnego podejścia rodzimych warstw społecznych do artystów.
Pytam więc, jak człowiek, który z powodu wykonywanego zawodu żali się na złe traktowanie, a co za tym idzie – a przynajmniej tak chcę myśleć – człowiek, który z racji swoich doświadczeń powinien być wyczulony na wszelkie nierówności społeczne, jak ów człowiek mógł popełnić taką gafę, jak pominięcie w tytule portretu imienia namalowanego przez siebie mężczyzny?
I w tym momencie robię sobie przerwę, podnoszę z plaży kilka kamieni i, jak zawsze w takich momentach, patrząc na widoczne na nich wzory zaczynam myśleć o planetach i galaktykach.
„Kosmiczne oddalenie” skłania mnie do refleksji: wybrzmiałe pytanie pada po 123 latach od powstania pracy, a co za tym idzie, pada ono nie tylko w zupełnie innych realiach społecznych, ale – i to chyba jest jeszcze bardziej istotne – w zupełnie innej wrażliwości społecznej.
„Nie czepiaj się Olusia”, myślę o malarzu jak wszyscy jego przyjaciele, portret genialny, rejestracja jednego z mieszkańców Bronowic w schyłkowym okresie istnienia wsi, która za moment zostanie wchłonięta przez miasto. Czego chcieć więcej?
Może kiedyś podejmie się inicjatywę przywrócenia tożsamości chłopów przedstawionych na obrazach. W Holandii zrobiono rzecz niesamowitą, w 2020 r. w Rijksmuseum – po dotarciu do archiwów rodziny będącej w posiadaniu obrazu – zmieniono jego tytuł z Negerinnetje na Isabelle, przywracając tym samym godność przedstawionej na obrazie czarnoskórej dwunastoletniej dziewczynki, która ponad sto lat wcześniej anonimowo pozowała innemu malarzowi.
Sławomir Ortyl, Dział Edukacji MNWr
■ Zoom na muzeum – zapraszamy również do lektury innych tekstów ➸