Śmierć i pogrzeb w obrzędowości ludowej

Fotografie z archiwum Augustyna Czyżowicza ➸

Anna Zadrożyńska: Powiadają, że dwa razy podczas ziemskiej wędrówki człowiek jest naprawdę samotny. Jest to chwila narodzin i moment śmierci. […] Przez wieki tworzył się dość szczególny system światopoglądowego synkretyzmu, w którym wieczne odradzanie się przyrody, współistnienie życia i śmierci, ich współzależność, związek „tego” i „tamtego” świata stały się podporą chrześcijańskiego mitu o zmartwychwstaniu.

Oskar Kolberg: Każdy człowiek ma swoją śmierć, co za nim chodzi ciągle. […] Różne oznaki przepowiadają człowiekowi śmierć. Gdzie krety poczną mocno ryć ziemię i mnóstwo na powierzchni ukaże się kretowin, tam, niewątpliwie wkrótce zawitawszy, zaraza mnóstwo świeżych wykopie mogił.
Jeżeli kura pieje, to znak, iż ktoś umrze w domu. Aby się uchronić od śmierci, mierza się kurą od ściany naprzeciw progowi do progu wzdłuż. Gdy kurze na próg przypadnie łeb, to się jej łeb ucina; gdy ogon – to ogon.
Przy instalacji kapłana jeżeli na ołtarzu jasno świecą się świece, żyć będzie długo, jeżeli bławo (ciemno, mglisto), wkrótce Pan Bóg zabierze go z tego świata. Tak samo przy ślubie (narzeczeni bowiem na ołtarzu każde swoją mają świecę), którego z nich świeca świeci się jasno, żyć będzie dłużej, którego bławo – krócej.
Około konającego chodzą po prawej stronie wyrka (łóżka) z poświęconą gromnicą, którą mu potem wkładają w ręce, aby ją trzymał aż do skonu.

Anna Zadrożyńska: Żywi nigdy nie pozostawali obojętni na umieranie. Przy konającym zapalano świece, lampy, ogarki, gromnice, aby – jak mówiono – przynieść umierającemu pociechę. Powiadano także, że tak się czyni, aby przegnać śmierć, a może oświetlić drogę duszy.

Oskar Kolberg: Wióry od trumny, którą stolarz zrobił, wyrzucają na drogę przed chałupą, gdzie był nieboszczyk, aby tu zgniły.

Krystyna Kwaśniewicz: Przedmioty pozostające w kontakcie ze zmarłym jako szkodliwe dla otoczenia podlegały izolacji. […] Stąd wszystkie przedmioty używane przy zmarłym, jak ręcznik, grzebień, nożyczki, igły należało włożyć wraz z ciałem do trumny lub zniszczyć.

Oskar Kolberg: Przez trzy dni, przez które umrzyk pozostaje w domu, świecą przy nim lampę lub świecę, zwołują dziadów, którzy się modlą i pieśni śpiewają nabożne we dnie i w nocy. Przy wyprowadzaniu ciała schodzą się sąsiedzi, krewni i przyjaciele i towarzyszą mu do kościoła i na cmentarz. Po pogrzebie, jak umrzykowi już zrobią porządek, kilku sąsiadów i dziadów spraszają na ucztę, na którą zwykle zabijają bydlę, raczą ich jadłem i napitkiem. Zaproszeni zaś przez godzinę lub dłużej modlą się znów za duszę zmarłego i pieśni nad nim śpiewają nabożne.
[…] Lud będący na pogrzebie idzie po takowym do karczmy lub do domu nieboszczyka; tu krewni zmarłego dają ucztę, przy której piją i różne, częstokroć dość żartobliwe, pieśni śpiewają. Ucztę tę zowią stypą.

Krystyna Kwaśniewicz: Zwyczaj ten w różnych regionach kraju nosił oprócz potocznej nazwy „stypy”, nazwy: „pogrzeb”, „pogrzebiny”, „skórka”, „przepijanie skórki”, „poczówek”, „ubogi obiad”, „boży obiad” itp.

Oskar Kolberg: Ksiądz Władysław Siarkowski w „Gazecie Kieleckiej” z roku 1874, nr 36 powiada: „Praktykuje się powszechnie zabobon między ludem tutejszych wsi i miasteczek, iż w wypadku długiego skonu, zdejmują domownicy pościel z umierającego i tę czemprędzej wynoszą na dwór. Gdy zaś i taka praktyka nie odnosi skutku, a umierający jeszcze się męczy, to w takim razie z pod głowy jego wyjmują poduszki i nakrywają go odzieniem ślubnem. A jeżeli i to nie skutkuje, wtedy konającego kładą na kłoci (długiej słomie), którą, skoro umierający ducha wyzionie, należy natychmiast wynieść z domu daleko na pole i tam spalić”.

Krystyna Kwaśniewicz: Konanie długie i pełne cierpień interpretowano na ogół jako rezultat złego życia. Pogląd taki znalazł nawet wyraz w przysłowiu: „Jakie życie – taka śmierć”. Człowiek dobry, pogodzony ze światem, umierał lekko, przez „dotknięcie śmierci”. Natomiast taki, na którym ciążyła krzywda ludzka lub przekleństwo, który za życia „trzymał z diabłami” i parał się czarną magią, w godzinę śmierci nie mógł zaznać spokoju.

Oskar Kolberg: Umarłemu, jeśli ma otwarte oczy, kładą na powiekach kilka sztuk monety miedzianej (trzygroszniaki), które następnie (przed zamknięciem trumny) winny być zdjęte i rozdzielone między ubogich.

Krystyna Kwaśniewicz: Szczególną wagę przykładano do zamknięcia oczu obawiając się, że przez niedomknięte powieki nieboszczyk mógłby „wypatrzyć” kogoś z rodziny i „pociągnąć go za sobą do grobu”.

Oskar Kolberg: Jest mniemanie, że duch umarłego dotąd nie odstępuje ciała, dopokąd takowe nie zostanie na cmentarz (ludowa nazwa: mogiłki) wyniesione i tam pogrzebane. Duch zmarłego, według pojęcia ludu, zanim odleci w zaziemskie światy, obmywa się wodą znajdującą się w mieszkaniu; dlatego należy ją za nadejściem dnia z naczyń wylać, aby nie była obróconą na użytek żyjących.
[…] Zaraz po śmierci nieboszczyka wybiega jedna z najbliższych krewnych przed dom i zaczyna łkać; płacz ten od czasu do czasu przeplatany bywa urywkowemi słowami, w których maluje się boleść z powodu śmierci nieboszczyka, i bywają wymienione niektóre jego cnoty.
[…] Kiedy wynoszą zwłoki nieboszczyka z domu, to na znak pożegnania uderzają rogiem trumny w cztery kąty ścian, a nad progiem kilka razy podnoszą i opuszczają trumnę.

Krystyna Kwaśniewicz: Z chwilą powrotu z pogrzebu przestawały obowiązywać zakazy izolacyjne i funkcjonalne związane z obecnością zmarłego w domu. Ze względów higieniczno-obrzędowych sprzątano pomieszczenia mieszkalne: wietrzono, bielono ściany, okadzno wnętrza. Pierwszą czynnością było puszczenie w ruch zegara, odsłonięcie lustra i ustawienie na właściwych miejscach poprzewracanych sprzętów. Stan zagrożenia minął, życie wracało do codziennego rytmu.

A. Zadrożyńska, Powtarzać czas początku. O polskiej tradycji obrzędów ludzkiego życia, Warszawa 1988.
O. Kolberg, Kieleckie, cz. I, Dzieła Wszystkie, t. 18, Wrocław–Poznań 1963.
O. Kolberg, Tarnowskie-Rzeszowskie, Dzieła Wszystkie, t. 48, Wrocław–Poznań 1967.
K. Kwaśniewicz, Zwyczaje i obrzędy rodzinne, Etnografia Polski. Przemiany kultury ludowej, t. II, Wrocław… 1981.

Dorota Jasnowska, kustosz w Dziale Folkloru i Ceramiki Muzeum Etnograficznego we Wrocławiu

#zoom_na_muzeum – zapraszamy również do lektury innych tekstów ➸

 

print