Opowieść o anonimowych bohaterach bitwy pod Racławicami – nagrodzona praca [I]

Jakie były dalsze losy bohaterów bitwy pod Racławicami? Dzięki uczestnikom ogłoszonego w lutym 2023 konkursu literackiego poznaliśmy opowieści niektórych z nich. Poniżej prezentujemy nagrodzoną pracę w kategorii szkół podstawowych.

I miejsce — Aleksander Wójcik
Społeczna Szkoła Podstawowa nr 1 im. Jan Tischnera w Tarnowie


Pewnego sierpniowego popołudnia 1893 roku do drzwi pracowni Jana Styki we Lwowie zapukał mężczyzna w wieku około lat czterdziestu. Malarz był bardzo zdziwiony, gdyż nigdy go wcześniej nie widział.

Ze słów przybysza dowiedział się, że jest on wnukiem osoby, która swoje życie związała z Tadeuszem Kościuszką i brała udział w bitwie pod Racławicami. Mężczyzna słyszał w swojej rodzinnej wsi, iż do tego niewielkiego miasteczka niedaleko Krakowa przyjechał Jan Styka wraz z grupą malarzy i przez szereg dni siedzieli na miejscu bitwy i szkicowali. Dowiedział się też o monumentalnym projekcie. Gdy malarze przebywali w Racławicach, jego akurat nie było w domu, bo pracował jako handlarz i często bywał w drodze.

Zaciekawiony Styka zawołał Wojciecha Kossaka, który przebywał w drugim pomieszczeniu, i wspólnie zaprosili mężczyznę do pracowni, aby ten opowiedział o swoim dziadku i jego losach. Obiecali handlarzowi z Racławic, że postać jego dziadka na pewno znajdzie się na obrazie.

Kiedy mężczyzna wszedł do pracowni, zaproponowano mu wodę, a ten usiadł na krześle i rozpoczął opowiadać historię swojej rodziny. Jego dziadek urodził się zimą pod koniec roku 1746. W księdze parafialnej zapisano, że został ochrzczony w wigilię świąt Bożego Narodzenia, a na imię dano mu Jan. Jego matka Regina była służącą w kuchni w majątku Merowszczyzna, a ojciec Michał od dawna służył jako koniuszy u Ludwika Kościuszki. Razem z panem przeniósł się do majątku na Polesiu i tam poznał swoją żonę, a matkę Jana.

W tym samym roku, lecz wcześniej – w lutym – u państwa Kościuszków również pojawiło się ich czwarte dziecko – Tadeusz. Ze względu na niewielką różnicę wieku i tego, że w majątku nie było za wiele dzieci, chłopcy czasem spotykali się i bawili. Jednakże w 1755 roku młody Tadeusz wyjechał, by wraz z bratem pobierać nauki u Ojców Pijarów w Lubieszowie. W tym czasie mały Janek, czy też Jaśko – jak na niego wołali wszyscy, ciężko pracował i w polu, i ucząc się zawodu koniuszego. Miał niezwykłą rękę do koni, kochał je, a te pozwalały mu na dużo.

W 1760 roku bracia wrócili do domu, gdyż zmarł ich ojciec Ludwik. Panem na włościach został Józef, a ponieważ majątek był niewielki, Tadeusz musiał szukać innej drogi. Postanowił zostać żołnierzem. Uczył się pilnie aż do roku 1865, kiedy to wziął do siebie przyjaciela z lat dziecinnych – Jana – i wstąpił, przy pomocy księżnej Izabeli Czartoryskiej, do świeżo utworzonej z inicjatywy króla Zygmunta Augusta Poniatowskiego Szkoły Rycerskiej. Tam Jan był służącym Tadeusza i kiedy tylko mógł, stał pod budynkiem szkoły i przez okno słuchał wykładów.

Szczególnie podobały mu się historia Polski oraz filozofia. Jednak z racji tego, że nie umiał czytać ani pisać, inne przedmioty, z których Tadeusz Kościuszko był wzorowy, jak matematyka czy ekonomia, były dla niego niezrozumiałe. Jan był przy swoim przyjacielu również wtedy, gdy ten został podchorążym, a później kapitanem.

W 1769 roku jego pracodawca wyjechał na pięć lat do Francji. Jan pojechał razem z nim i przez kolejne pięć lat pracował w stajniach akademii wojskowej szwoleżerów gwardii królewskiej w Wersalu. Jego pan dokształcał się tam głównie w nowych technikach wojskowych.

Jan na początku nie mógł się przyzwyczaić do jedzenia francuskiego i często w rozmowach z Kościuszką podkreślał, jak bardzo brakuje mu białorusińskich posiłków.

Po pobycie w Paryżu powrócili do kraju, choć ciężko było im przyzwyczaić się, że Polski już nie ma. Trzy lata wcześniej wrogie mocarstwa dokonały rozbioru ziem polskich. Nie było armii, w której Kościuszko mógłby pracować. W rodzinnym folwarku nie było dla niego miejsca. Nie miał też młody Tadeusz pieniędzy, aby znaleźć żonę. Jan widział, że bardzo podobała mu się Ludwika, córka Józefa Sosnowskiego, której był nauczycielem, i służący bardzo cierpiał wraz ze swym pracodawcą, gdy ojciec ze względów finansowych nie pozwolił się dziewczynie oświadczyć.

Po wszystkich tych cierpieniach wyjechali do Drezna, gdzie Kościuszko planował wstąpić do jakiegokolwiek wojska. Jednak gdy mu się to nie udało, wziął Jana i powrócili do Paryża. Tam na miejscu dowiedział się, że w Stanach Zjednoczonych toczy się wojna z Anglią o niepodległość kolonii. Szybko zaciągnął się do wojska amerykańskiego. Od 1776 roku Tadeusz Kościuszko wraz ze swoim służącym przemieszczali się po kraju i pracowali przy fortyfikacjach miast. Jan był bardzo dumny ze swojego pracodawcy, gdy ten został słynnym inżynierem, potem generałem.

Jednak największą dumą napawał go fakt, iż gdy wypłacono zaległy żołd Tadeuszowi, ten przeznaczył wszystkie pieniądze na wykupienie czarnoskórych niewolników. Przez krótki czas pracowali również w majątku, który za zasługi został nadany Kościuszce. Następnie wrócili do Polski, do Siechanowicz, i tam przebywali przez kolejne pięć lat.

Jan był świadkiem, gdy Tadeusz dostał nominację na generała w wojsku polskim. Był z niego bardzo dumny, gdy został dowódcą jednej z trzech dywizji konnych. Jan brał też udział jako służący generała w bitwach pod Zieleńcami, Włodzimierzem, a także pod Dubienką. Wspierał przyjaciela, gdy ten był załamany z powodu zdrady króla i jego przystąpienia do konfederacji targowickiej. Często rozmawiali o planach zorganizowania powstania narodowego.

Jan stał obok generała na krakowskim rynku, gdy ten składał uroczystą przysięgę i obejmował dowództwo nad narodowymi siłami zbrojnymi, a kilka dni później brał udział w bitwie pod Racławicami. W tej niewielkiej wiosce pod Krakowem Jan był już ogromnie poruszony słowami przyjaciela i nie chciał stać bezczynnie, patrząc na bitwę. Od jednego z miejscowych kmieci, którzy przygotowywali się do walki, wziął ubrania i kosę. Choć nigdy nie walczył, widział wiele bitew. Wiedział, że nie jest zawodowym żołnierzem, i nie należał do szlachty, ale jego serce podpowiadało mu, że ta bitwa przejdzie do historii, a on chciał mieć w tym wydarzeniu trochę udziału. Ubrany w strój wieśniaczy i z kosą w ręku, biegł naprzeciwko wrogom szybko i zdecydowanie. Widział obok siebie uderzającego na nieprzyjaciela księdza bernardyna, kowala z sąsiedniej wioski, a także chłopa, który żeby szybciej biec, zdjął buty i przywiązał je do torby. Niedaleko niego do bitwy rwali się też górale w swoich tradycyjnych ubraniach.

Walka była zacięta i bardzo krwawa. Jan został ranny. Po bitwie z pola ściągnęli go wieśniacy. Opatrzył go felczer, a jedna z miejscowych wdów dała mu miejsce w swojej chacie i pozwoliła dojść do zdrowia. Opiekowała się nim i w tym czasie zakochali się w sobie. Kilka miesięcy później wzięli w racławickim kościółku cichy ślub. Niestety, nie było na nim Tadeusza Kościuszki, który za cenę wielu uratowanych żyć musiał opuścić Polskę.

Co jakiś czas do Jana dochodziły listy od niego z nieznanych krajów i miast. Był list z Finlandii i Sztokholmu, ze Stanów Zjednoczonych i Anglii. W liście z Paryża Tadeusz pisał przyjacielowi, że bardzo go potrzebuje i chciałby, aby ten dołączył do niego. Jan mimo ogromnej miłości, którą darzył żonę, był tak przywiązany do przyjaciela, że nie mógł odmówić jego prośbie. Wyjechał do Szwajcarii, by tam czekać na Kościuszkę. Pomagał mu i prowadził dom w Solury. Wspólnie wyjechali do Wiednia, gdy Tadeusz dowiedział się, że jest możliwość utworzenia Królestwa Polskiego. Obaj jednakowo byli zawiedzeni, gdy się okazało, że ten twór miałby mieć mniejszą powierzchnię niż Księstwo Warszawskie.

Jan gorzko płakał, gdy podpisywał testament spisany osobiście przez Tadeusza Kościuszkę. Jakiś czas później zawiózł go do Polski, do majątku należącego do zmarłego już generała. Wiedział, że testament ten wyprzedza czasy, w których żyje. Ostatnią wolą wybitnego Polaka było wyzwolenie chłopów, którzy do niego należeli.

Jan wrócił do domu w Racławicach. Czekała na niego stęskniona żona, a także syn, który narodził się, kiedy Jan był już w Szwajcarii. Kiedy wyjeżdżał z Polski, nie wiedział, że spodziewa się potomka. Opowiadał późnej swojemu wnukowi, że może dobrze, iż żył w tej niewiedzy, bo gdyby wiedział, to pewnie nie wyjechałby z kraju.

Swojego syna Andrzeja wychował na dobrego patriotę. Z pieniędzy zarobionych na obczyźnie opłacił mu edukację i pomógł założyć punkt handlowy.

Często siadał z młodymi w długie zimowe wieczory i opowiadał o przyjaźni z Tadeuszem Kościuszką i przygodach w wielu krajach. Pokazywał bliznę po ranie na brzuchu i wspominał krwawą walkę na miejscowych polach. Na początku każdego kwietnia szedł na pole, gdzie rola graniczyła z lasem, i długo wpatrywał się w niebo, wspominając dzień, w którym dokonano niemożliwego – armia polska starła się z rosyjską, a najeźdźcy zostali zwyciężeni.

Jan zmarł w otoczeniu rodziny dokładnie 4 kwietnia – w rocznicę bitwy, która wywarła tak ogromny wpływ na jego przyszłość. Umierając, był spokojny. Prosił tylko, by jego potomkowie nie zapomnieli o nim i jego historii.

W taki sposób kilkadziesiąt lat później jego wnuk trafił do lwowskiej pracowni Styki i Kossaka. Obaj malarze byli zafascynowani historią, która w jego rodzinie była wciąż żywa, i pokazali w dziele Jana – nieustępliwie biegnącego z kosą w dłoni i rozwianym włosem, w wiejskim ubraniu i odwagą w sercu.

Aleksander Wójcik


Konkurs literacki – baner informacyjny

■ Aktualności i fotorelacje ➸

 

print