Rozmowy Małgorzaty Matuszewskiej:
„Nie tylko akordeony”

Rozmowa z Pawłem A. Nowakiem, kolekcjonerem instrumentów pokazywanych na wystawie w Muzeum Etnograficznym.

Fot. Wojciech Rogowicz

Jest Pan akordeonistą, kompozytorem, aranżerem. Interesuje Pana jazz, tango, starofrancuski taniec dworski musette. Skąd taka różnorodność?
Jazz, musette to jedno, ale teraz najbardziej interesuje mnie tango argentyńskie. Jestem bardzo łasy na wszelakie gatunki muzyczne, nie umiem ograniczyć się do jednego. Szybko mi się nudzą, raz jest jeden, potem drugi, trzeci, a cały czas wszystko się kręci wokół kilku gatunków. I tango oraz musette jak najbardziej kojarzą się z akordeonem.

Czemu wybrał Pan akordeon, wciąż kojarzony wyłącznie z folklorem i niesłusznie niedoceniany?
To był trochę przypadek, a trochę nie. W domu dziadek grał na akordeonie, tata też pogrywał, jego dwaj bracia i siostra także. Byli półzawodowymi muzykami, chodzili do szkoły muzycznej. Zainteresowanie wyszło z domu, ta muzyka siedziała we mnie od dzieciaka. Ze słuchu grałem na wszystkim, co mi wpadło w ręce. Chciałem uczyć się na fortepianie, ale w domu nie miałem na to szans, bo mieszkaliśmy w bloku. Powiedzieli: „akordeon i koniec”. Nic nie miałem do gadania.

A końca nie ma…
Nie ma, choć, nie ukrywam, bywały momenty zwątpienia. Nawet niejeden, teraz, kiedy sam jestem nauczycielem gry na akordeonie, widzę, kiedy młodzi muzycy przechodzą kryzysy. Ale dziś czerpię z akordeonu radość i przyjemność.

I zbiera Pan instrumenty.
Może to trochę niepoważnie zabrzmi, ale kolekcjonerstwo to zajęcie dodatkowe, bo przede wszystkim jestem muzykiem koncertującym, co daje mi największą radość, a także nauczycielem gry na akordeonie w Państwowej Szkole Muzycznej. Kolekcjonowanie to pasja. Zresztą wszystko, co wiąże się z akordeonem, jest moją pasją. Przez kilka lat prowadziłem program w radiu, poświęcony akordeonowi w jazzie, organizuję Międzynarodowy Festiwal Akordeonowy w Sulęczynie, bicie rekordu Polski w grze na akordeonie, które jest elementem Dnia Jedności Kaszubów.

We Wrocławiu mamy Gitarowy Rekord Guinnessa.
Akordeonistów jest mniej niż gitarzystów, ale kiedyś udało nam się jednak zgromadzić chyba 380 osób. Mam przyjemność dyrygowania tą wielką orkiestrą, więc jest przy tym niezła frajda i mnóstwo pracy.

Zbieranie akordeonów to kosztowna pasja…
Jedni palą tytoń, inni zbierają coś innego, ja akordeony. Wiele z nich dostałem w darze.

Pokazuje Pan we Wrocławiu swój ulubiony instrument?
Nie mam takiego, wszystkie są wspaniałe. Pierwszy, który znalazł się w mojej kolekcji, stoi w Muzeum Akordeonu w Kościerzynie, gdzie jest stacjonarna część zbiorów. Druga część jeździ po świecie. Z perspektywy lat wiem, że moje zbieranie akordeonów zaczęło się od wysokiego poziomu. Ten pierwszy instrument nazywa się Tatry, dostałem go od brata dziadka, wbrew nazwie nie jest polski, został zbudowany w Niemczech, w Klingenthal, zaraz po II wojnie światowej, na polski rynek. Tam stworzono serię instrumentów z polskimi nazwami: Bałtyk, Halka, Polonia, Syrena, Grunwald, Odra. Wszystkie powstały na rynek polski, ale jakość była identyczna z jakością przeznaczonych na niemiecki, różniły się nazwami. Było ich niewiele, przez 20 lat mojego kolekcjonowania na akordeon stamtąd trafiłem jeszcze dwa razy. Wtedy można je było kupić, jeśli miało się specjalny talon na ten instrument.

Kolekcjoner to opiekun, a Pana ekspozycja jest piękna i wyjątkowa.
Na co dzień instrumenty stoją w magazynie, na regałach, w futerałach i pokrowcach. Cieszę się bardzo, kiedy wystawa jest gotowa, wtedy z radością je oglądam. Bo nie mam zwyczaju wyciągania ich z magazynu i oglądania bez racjonalnej potrzeby. Wszystkie wystawy dają satysfakcję. Ta jest wyjątkowa.

Dlaczego?
Także ze względu na prestiż miejsca, bo pokazujemy ją w oddziale Muzeum Narodowego. I dlatego, że jest pięknie eksponowana. Wystaw mam za sobą bardzo dużo, najczęściej organizowane są na kilka dni lub tygodni. Tę można oglądać przez trzy miesiące, sposób i jakość ekspozycji zachęca do podziwiania.

Czym się Pan kierował, wybierając instrumenty dla naszych gości?
Starałem się dobrać je tak, by pokazać na ich przykładzie historię akordeonu, by oglądający zobaczyli, jak budownictwo instrumentów wyglądało w Polsce, Niemczech, Rosji, Francji, Włoszech. Zwiedzający zobaczą m.in.: akordeon Casali z nietypową klawiaturą w kształcie półksiężyca, Organopian – polski wynalazek, a prawie już w Polsce niespotykany, łączący harmonię z fisharmonią, zbudowany w Chicago Hohner-Soprani – połączenie dwóch gigantów akordeonowych z Włoch i Niemiec, najstarsze akordeony, tzw. Flutiny.
Mówimy na tę ekspozycję „wystawa akordeonów”, bo któż by przyszedł na wystawę zatytułowaną „wystawa instrumentów działających na zasadzie stroika przelotowego”? Prawie nikt by się przecież nie zorientował, o co chodzi! A to właśnie instrumenty z grupy idiofonów dętych: akordeony, harmonie, bajany, bandoneony, koncertyny, chromki, wszelkie instrumenty z widocznym miechem, ale też takie, w których miecha nie widać, a on jest i działa.

Rozmawiała Małgorzata Matuszewska


Więcej wpisów:
— Wystawa „Akordeony z kolekcji Pawła A. Nowaka” ➸
— Fotorelacja z wernisażu ➸

 

print