Intrygujące!
„Makatkowy plagiat”

Olga Budzan

Każdy muzealnik zajmujący się sztuką prędzej czy później natknie się na jakiś plagiat. Mniej lub bardziej udaną kopię lub próbę podszycia się pod styl znanego mistrza. I właśnie taka historia przytrafiła się nie tak dawno i nam w Muzeum Etnograficznym.
Sprawa jest wciąż świeża i budzi wśród nas, łagodnych z natury muzealników, kontrowersje.
Cóż może być niejasnego w sprawie o plagiat?

W sztukach pięknych ważnym kryterium oceny dzieła jest jego oryginalność. Wie o tym każdy historyk sztuki. Cenimy twórców wizjonerów, artystów indywidualistów. Tymczasem jednak w świecie sztuki nieprofesjonalnej sprawa ta ma się nieco inaczej. Inny cel i inny odbiorca dyktują odmienne schematy zachowań ludowych twórców. Nie oznacza to jednak, że wśród ludowych rzeźbiarzy, malarzy bądź ceramików nie zdarzały się jednostki nie zważające na gusta i upodobania swojego otoczenia. Co to, to nie.

Skopiowana praca, o której tu mowa, to makatka. Ze swej natury nie jest to przedmiot, który osiąga na aukcjach zawrotne sumy, więc o sprawie nie będą się rozpisywać gazety. Nie należy się też spodziewać wzmianki w wiadomościach.

Czym jest makatka? To w powszechnym odbiorze niczym specjalnym niewyróżniająca się tkanina, najczęściej prostokątna, wykonana z lnu bądź innego materiału przeważnie o splocie płóciennym, na której namalowano lub wyhaftowano napis wraz z obrazkiem.
Na taką prozaiczna makatkę wzory i obrazki pozyskiwało się od sąsiadek, krewnych, kopiowało z gotowych wzorów dodawanych do magazynów typu „Bluszcz“, można je też było kupić w formie półproduktu (obrazek nadrukowany na płótnie) od wędrownych handlarzy, na targach, jarmarkach i w sklepach z asortymentem pasmanteryjnym oraz od zagranicznych krewnych. Obrazki przenosiło się na materiał przy pomocy kalki, a następnie haftowało kordonkiem bądź muliną, jednym albo wieloma kolorami.
Makatka ma zatem plagiat wpisany w swoją naturę.

Dziś, gdy ta forma wyrazu artystycznego przeżywa swój renesans ➸, w idylliczny świat makatki wkraczają kwestie związane z prawami autorskimi. Istnieje wiele wzorów oraz tekstów pojawiających się na ręcznie robionych pracach. Każdy z nas może, jeśli poczuje taką potrzebę, wyhaftować staw z łabędziami, kosz owoców z napisem „SMACZNEGO”, bądź zabawną sentencję typu „Ja nie kocham chłopców żadnych, ani brzydkich, ani ładnych”. Możemy się tym pochwalić, nawet publicznie, możemy to sprzedawać.
W związku z tym, że dojście do tego, kto był autorem/autorką/a może nawet autorami pierwowzoru, jest właściwie niewykonalne – wzory takie są zatem naszą wspólną własnością, współistniejąc na terenie całego kontynentu europejskiego w niemal identycznej formie (w opracowaniach naukowych pojawiają się nawet przesłanki, że makatki stanowią jeden z pierwszych fenomenów popkultury).

Tymczasem makatka, o której mowa, przedstawia zapłakaną kobietę pochyloną nad wiadrem, do którego miarowo spływają jej łzy. Ilustracji towarzyszy napis „Płacze i jęki to Polaków wdzięki”. Praca ta znalazła się na stronie internetowej specjalizującej się w sprzedaży sztuki ludowej, gdzie jej autorkę podpisano jako „Artystka ludowa”. Hmm, dlaczego nie imieniem i nazwiskiem?
Dla nas w branży sytuacja ta wydała się niezwykle podejrzaną, ponieważ dotyczyła strony, która chwali się tym, że sprzedaje prace artystów z pierwszej ligi.

Zatem razem z Martą Derejczyk, moją koleżanką z Muzeum, postanowiłyśmy podążyć tym tropem. Szperając w internecie, udało się nam natrafić na oryginał haftu, czyli makatkę autorstwa warszawskiej artystki Bereniki Kowalskiej. Kwestie autorstwa rozjaśniła data powstania – rok 2009. Zatem praca oferowana niedawno na portalu jako nowość z pewnością musiała być plagiatem.

Jak reagować na takie sytuacje? Prawo autorskie nie odnosi się do formy, lecz do treści, a ta została skopiowana jeden do jednego. Być może sama twórczyni kopii nie miała złych intencji, skąd jednak pojawił się pomysł, by zataić jej personalia?

Zaprzyjaźniona etnografka i wykonawczyni muzyki tradycyjnej podsumowała tę sytuację tak, że każdy malarz wie, że obrazów Koguciuka* się nie podrabia, bo jest na to paragraf. Dlaczego więc pewne techniki są chronione prawem autorskim, a inne nie?
Można podrobić haft, ale nie można podrobić utworu muzycznego, rzeźby czy planu budynku?

Myślę, że należy zatem spojrzeć na makatki na nowo – i podzielić je na dwie kategorie – na makatki tradycyjne (mówiąc współczesnym językiem – generyczne) oraz autorskie. Rządzą się one różnymi prawami. Tę pierwszą należy się bawić, ale tej drugiej należy się słuszna ochrona.

* Stanisław Koguciuk (ur. 1933), zwany Nikiforem z Pławanic, jest jednym z ostatnich autentycznych twórców ludowych, znanym, cenionym i powszechnie lubianym za różnorodność i wysoki poziom artystyczny prac, ale także za poczucie humoru.

Autorka tekstu jest adiunktem w Muzeum Etnograficznym we Wrocławiu
1 kwietnia 2020

Zapraszamy do lektury innych tekstów z cyklu „Intrygujące!” ➸

 

print