Opowieść o anonimowych bohaterach bitwy pod Racławicami – nagrodzona praca [wyróżnienie]

Jakie były dalsze losy bohaterów bitwy pod Racławicami? Dzięki uczestnikom ogłoszonego w lutym 2023 konkursu literackiego poznaliśmy opowieści niektórych z nich. Poniżej prezentujemy nagrodzoną pracę w kategorii szkół podstawowych.

Wyróżnienie — Wiktoria Nierychło
Szkoła Podstawowa nr 95 im. Jana III Sobieskiego w Bytomiu


Minął już miesiąc. Miesiąc spokoju, poczucia wygranej, a jednak. A jednak to ciągłe uczucie, że wszystko się zmieniło i zmieniać się będzie. Już nic nie będzie takie samo po tej bitwie pomimo wygranej. Ba, już nic nie będzie takie samo po już drugim rozbiorze. Wszystko się zmienia, więc i ja chcę coś zmienić. Życie do tej pory było zwykłe, nudne, pracowite i dalej mogłoby takie być, ale nie chcę, by takie było. Ależ cóż może zwykły woźnica?

– Woźnico! – z zamyślenia wyrwał mnie głos szewca, więc nie było mi dane poznać odpowiedzi na moje pytanie. Spojrzałem przez okno, bo głos dobiegał z dworu. Wstałem i wyszedłem z domu.

– Tak? – burknąłem zamykając drzwi.

– Pojechałbyś do miasta po materiały? – zapytał.

Tym samym przypomniał mi, że życie w naszych Racławicach toczy się dalej, nie oczekując żadnych zmian.

– Oczywiście zapłacę ile potrzeba – dodał. Spojrzałem na niego, chyba za długo milczałem.

– Pojadę – odpowiedziałem i obróciłem się na pięcie. – Jutro – dorzuciłem przez ramię i wszedłem do domu.

Następnego dnia, jak powiedziałem, tak zrobiłem. Z samego rana osiodłałem Ducha, mojego starego druha do pracy i podróży. I ruszyliśmy do miasta. Cały czas mam w głowie to, że chcę coś zmienić. Tylko ciągle nie wiem jak. Zaskakujący jest fakt, że nikt już nie myśli o Kościuszce, że już zapomnieli o Moskalach. Ale ja nie zapomniałem.

Wjechaliśmy na leśną ścieżkę prowadzącą do miasta.

– Jak ja uwielbiam ten spokój i ciszę – westchnąłem z rozkoszą i poniekąd ubolewaniem, że nie mogę… Właśnie czego nie mogę? Chyba po prostu żyć w lesie, z dala od ludzi. Słyszeć śpiew ptaków wśród drzew, a nie co rano stękających rolników i piejących kogutów.

Nagle Duch zaczął nerwowo obracać głową. Przestraszył się. Daje mi znać, że mam się mieć na baczności. Delikatnie ściągnąłem wodze, by się zatrzymał. Zacząłem się rozglądać, gdy usłyszałem szum za sobą. Odwróciłem głowę i zobaczyłem poruszenie w krzakach. Zwierzę czy jednak człowiek? Może bandyta – przeszło mi przez myśl. Podobno dużo się tu ich kręci ostatnimi czasy.

– Wychodź! Pokaż się! – krzyknąłem w tamtym kierunku. – Czymkolwiek jesteś – mruknąłem mimo woli.

Krzaki znowu się poruszyły. Uspokój się, stary bałwanie. Może to tylko ptak… Za duże na ptaka. Krzaki ruszały się co raz mocniej, jakby wahając się co zrobić. Duch przestąpił niecierpliwie z nogi na nogę? Nie, raczej z kopyta na kopyto.

– Spokojnie przyjacielu – szepnąłem do konia.

Zza krzaków zaczął wyłaniać się cień, odruchowo sięgnąłem po bicz – którego nie cierpię używać, ale przydaje się na ludzi – służący do poganiania konia.

Przed moimi oczyma stanął chłopiec, niestarszy niż 15 lat. Nie posiadałem się ze zdumienia. Chłopiec? Sam z lesie? Na dodatek przerażony i brudny…

– Co ty tu… – urwałem w pół zdania widząc jego wojskowy strój. Co gorsza rosyjski wojskowy strój.

– Proszę, niech pan nie robi mi krzywdy! – krzyknął i padł na kolana.

Dopiero teraz zobaczyłem, jakiej jest mizernej budowy, wychudzony, niski i przerażony. Ale Ruski. Chwila… Na wszystkich diabłów! Ten młodzik w rosyjskim mundurze prawi po polsku i to nader ładnie.

– Niech mnie Pan nie zabija! Błagam, ja nie chciałem – zaczął płakać.

Zsunąłem się ostrożnie z siodła.

– Czego nie chciałeś? – zapytałem, podchodząc bliżej niego. Spojrzał na mnie wielkimi brązowymi oczami, w których krył się ból, rozpacz i tęsknota.

– Ja nie chciałem być na bitwie, zmusili mnie – wyszeptał patrząc mi w oczy.

Nie umiałem mu nie wierzyć. Nie potrafiłem w tej chwili podejrzewać, że coś knowa.

– Kto cię zmusił? – zapytałem, choć znałem odpowiedź.

– Ruscy, a ja nie jestem Ruski. Jestem Polakiem. Jeszcze na początku ‘93 mieszkałem w Polsce, już potem na Rusi – wyznał chłopiec. – Nie chciałem walczyć, ale zostałem zaciągnięty do rosyjskiej armii po tym, jak wymordowali moją rodzinę, a ja pracowałem na polu – spuścił wzrok, próbując zatrzymać morze łez, które chciało dobić do brzegu.

– Płacz – szepnąłem i objąłem chłopca ramieniem.

Przed moimi oczyma pojawił się obraz. Bardzo mi znajomy kiedy w ‘72 okazało się, że mieszkam gdzie indziej. Kiedy zostałem sam, bo ojciec wyjechał na targ i nigdy nie wrócił. A mama zdążyła powiedzieć tylko ,,idź’’. Teraz w mych ramionach płacze dziecko. Zwykłe dziecko, które miało walczyć przeciw bliźnim. Dziecko bez dachu nad głową. Tyle, że od bitwy minął miesiąc.

– Od miesiąca chowasz się w lesie? – zapytałem i odsunąłem go delikatnie od siebie.

Spojrzał na mnie i kiwnął głową.

– Tak. Uciekłem jeszcze zanim przegrali. Czasami kradłem ze wsi, żeby mieć co jeść, a czasem nie jadłem nic. Ale wolę zginąć w lesie, niż wrócić na Ruś – powiedział i ujrzałem w jego oczach determinację.

Od miesiąca błąka się po lesie, kradnie, mieszka wśród zwierząt… Nigdy nie myślałem, że jestem szalony, ale przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Nie umiałem mu nie wierzyć, to wszystko brzmiało zbyt prawdziwie lub po prostu zbyt widziałem siebie.

– Wiesz, mam pomysł – oznajmiłem. – Tylko jak masz na imię? – zapytałem.

– Staś.

– Dobrze, więc Stasiu, nie chciałbyś może pracy i dachu nad głową? – zapytałem a w oczach młodzika rozbłysła nadzieja.

– Chciałbym! Tak, proszę! – krzyknął jeszcze chwilę temu przerażony chłopak.

Uśmiechnąłem się na myśl, że moja reakcja była podobna, gdy dotarłem do Racławic i przygarnęła mnie pewna wieśniaczka. Oto w moim zwykłym życiu, w zwykłej pracy zmieniło się wszystko. I to przez zwykłe zlecenie wyprawy do miasta. Miło będzie nie jeździć wszędzie samemu.

Wiktoria Nierychło


Konkurs literacki – baner informacyjny

■ Aktualności i fotorelacje ➸

 

print