Jakie były dalsze losy bohaterów bitwy pod Racławicami? Dzięki uczestnikom ogłoszonego w lutym 2023 konkursu literackiego poznaliśmy opowieści niektórych z nich. Poniżej prezentujemy nagrodzoną pracę w kategorii szkół podstawowych.
III miejsce — Wojciech Diduch
Publiczna Szkoła Podstawowa w Dąbrowie
❦
Walczący góral
Tegoroczne ferie spędziłem u podnóża Tatr. Nocleg mieliśmy w domu pełnym historycznych pamiątek. Oglądając stare szable, bagnety i muszkiety, a także obrazy i zdjęcia, doszedłem do wniosku, że to rodzinne pamiątki. Zauważyłem, że historia rodziny mieszkającej w tym domu zaczyna się od insurekcji kościuszkowskiej. Trochę mnie to zainteresowało, dlatego pewnego wieczoru, gdy właścicielka domu z nami usiadła przy gorącej herbacie, zapytałem się, czy wystrój domu ma związek z historią jej rodziny. Kobieta podeszła do ściany i zdjęła reprodukcję fragmentu „Panoramy Racławickiej”. Wskazała na lewy dolny róg. Była tam postać górala w stroju ludowym, który walczył o zdobycie muszkietu. Gaździna uśmiechnęła się i powiedziała:
– Zawsze śmiejemy się, że to nasz protoplasta został uwieczniony na obrazie.
Zaskoczyło mnie to stwierdzenie, dlatego poprosiłem gospodynię, by wyjaśniła, co ma na myśli. Okazało się, że prapradziad kobiety walczył pod Racławicami i towarzyszył Tadeuszowi Kościuszce. Od pokoleń w rodzinie gaździny jest przekazywana informacja, że postać uwieczniona na obrazie to Janek Kosyń, jej pradziad. Gospodyni sama stwierdziła, że warto o nim opowiedzieć, ponieważ jego waleczność i determinacja w walce o swoją ojczyznę są dzisiaj prawie niespotykane. I zaczęła snuć o nim opowieść, czytając przy tym zapiski z rodzinnego pamiętnika.
Bitwę pod Racławicami Janek przeżył. Jak wszyscy powstańcy, tak i Janek był w wielkiej euforii i cieszył się z wygranej bitwie. Wierzył, że wkrótce uda się pokonać wrogów i zamieszkać w wolnej i niepodległej Polsce, na swojej ziemi, dzięki obietnicy uwłaszczenia chłopów przez Kościuszkę.
Po bitwie regularna armia i kosynierzy wraz z Jankiem udali się niedaleko Szczekocin, aby bronić Krakowa. Mieli tam założyć obóz i przygotować się na rosyjskie natarcie. Jednak już kilka dni później okazało się, że Prusacy także wypowiedzieli powstańcom wojnę. Jednym słowem nad Polakami zebrały się czarne chmury, ale pomimo tych okoliczności powstańcy byli gotowi i zwarci, bo przyświecał im jeden wspólny i ważny cel, którym była wolna Polska.
Gaździna przeczytała nam fragment z pamiętnika, w którym Janek opisuje ten moment: „Gdy czerwcowym południem tuż przed bitwą rozejrzałem się po okolicy, za pozycjami bitewnymi powstańców zobaczyłem piękny dębowy las. Pomyślałem sobie, że symbolizuje on siłę i waleczność polskiego ducha i poczułem ogromną dumę. Jednak gdy odwróciłem głowę w kierunku wroga, dostrzegłem zbliżające się czarne chmury, które mnie przeraziły. Były one nie tylko symbolem ataku wroga, ale też uświadomiły mi, że mogę tej bitwy nie przeżyć”.
Gospodyni opowiadała, że gdy Janek tak stał i rozmyślał, na prawą stronę zgrupowania polskich sił rozpoczęli natarcie Rosjanie. On sam był w centralnym trzonie polskiego zgrupowania, niedaleko Naczelnika Kościuszki, i z tego powodu coraz bardziej denerwował się swoją ważną sytuacją. Wciąż miał przed oczami czarne kłębiaste chmury. Parę chwil później rozpoczęło się natarcie Prusaków na centrum i lewą część zgrupowań Polaków.
Pole bitewne z powodu pruskiego ostrzału z armat zaczęło wyglądać jak cmentarz polskich kosynierów – leżących w lejach po uderzeniach kul. Oblicze tragedii pola bitwy potęgowały również martwe konie polskich kawalerzystów, którzy zostali zmiażdżeni przez Rosjan i Prusaków. Prawie wszyscy kosynierzy obok Janka byli martwi. Rysowała się już wyraźna przewaga wroga.
Gaździna znów wzięła do ręki pamiętnik i zaczęła czytać: „…zrozumiałem, że muszę walczyć przede wszystkim nie o swoje życie, tylko o swoją ojczyznę. Ta myśl dodała mi otuchy. Coraz więcej moich towarzyszy ginęło w boju albo w ostrzale armatnim.
Ja chwyciłem leżący na ziemi muszkiet, z którego zacząłem nieporadnie strzelać. Strzelałem bez przygotowania, lecz szło mi nie najgorzej. Na polu walki było coraz mniej żywych polskich powstańców, a ostrzał i siły wroga cały czas się powiększały. Pole bitwy zaczęło wyglądać, jak cmentarz z lejami po kulach i ścieżkami wytyczonymi przez ciała zmarłych żołnierzy, pośród których spoczywali choćby tacy bohaterowie jak Aleksander Głowacki”.
Gospodyni powiedziała, że Janek widział to wszystko naprawdę dokładnie, bo wiedzą z jego opowieści przekazywanych w rodzinie od pokoleń, że znajdował się on w pobliżu wzgórza zwanego Złotą Górą, z którym dowodził Kościuszko.
Gaździna mówiła, że gdy Naczelnik zarządzał, biegnący przy nim Janek, fachowo strzelając z muszkietu, ratował Kościuszkę z opresji. Aż doszło do najbardziej krytycznego momentu, tuż na wspomnianym pagórku. W tym miejscu Kościuszkę ogłuszyła kula armatnia lecąca obok.
Gospodyni znów otworzyła pamiętnik i zaczęła czytać: „Naczelnik, spadając z konia, straszliwie się potłukł. Nie mógł wykonać żadnego ruchu, więc krzyknął wtedy do mnie:
– Zostaw mnie, uciekaj i tak ja już nie przeżyję!
– Nie, to nie może się tak skończyć, nie możemy tak przegrać… – odparłem mu.
– No uciekaj, chociaż ty przynajmniej wyjdź z tej porażki żywy – nalegał Kościuszko.
Jednak byłem nieugięty. Odrzuciłem muszkiet i chwyciłem Kościuszkę na barki, mówiąc: – Nie mogę Pana zostawić, Naczelniku! Pan musi żyć…”.
Gaździna opowiedziała, że wtedy Janek wyniósł Kościuszkę z pola bitwy w bezpieczne miejsce.
Janek walczył jeszcze pod jego dowództwem w przełomowej bitwie pod Maciejowicami, stoczonej 10 października 1794 roku. W bitwie tej został poważnie ranny, resztką sił świadomy klęski Polaków ratował się ucieczką w kierunku Łaskarzewa. Gdy znalazł się na bagnistej łące, przy krzewie derenia, w pobliżu folwarku Krępa, stracił przytomność. Świadomość przywróciły mu krzyki, które dochodziły jakby z oddali.
Gospodyni znów wzięła pamiętnik do ręki i zaczęła czytać: „Wytężyłem wzrok i miałem wrażenie, że widzę Tadeusza Kościuszkę otoczonego przez Kozaków. Włożył on sobie lufę w usta i pociągnął za spust. Broń jednak nie wypaliła. W tym też momencie dosięgnęły go spisy kozackie. Kozacy go ograbili, zabrali nie tylko kosztowności, ale zdjęli mu nawet sukmanę, spodnie i buty.
Ja musiałem na to wszystko bezwolnie patrzeć, gdyż rany nie pozwalały mi się ruszyć. Byłem bezsilny i załamany. W trakcie rabowania rannego nadjechał jakiś wyższy rangą żołnierz i zaczął ciąć bezbronnego Naczelnika pałaszem w głowę. Dopiero gdy nadbiegł jeden z Polaków krzycząc, że to Kościuszko, oprawcy przestali. Wzięli Kościuszkę na nosze i odeszli w kierunku maciejowickiego zamku. Patrzyłem na tą scenę oczami pełnymi łez…”.
Dalej gospodyni zaczęła znów opowiadać, że Janka zabrano do folwarku Krępa, gdzie troskliwie się nim zajęto. Lecząc jego rany, stary właściciel uczył go czytać i pisać.
Gdy Janek był już na tyle silny, że mógł wstać z łóżka, udał się w miejsce, gdzie ostatni raz widział Tadeusza Kościuszkę. Chciał je jakoś upamiętnić i wbić tam krzyż. Gdy to robił, coś błysnęło mu pod nogami. Gdy się schylił i wziął przedmiot do ręki, okazało się, że to złota obrączka. Wtem gospodyni wstała i z półki podała nam pięknie ozdobioną skrzyneczkę. Otworzyliśmy ja, a ona powiedziała:
– To ta obrączka, jest cenną pamiątką przekazywaną z pokolenia na pokolenie w naszej rodzinie.
Wziąłem ją do ręki i przeczytałem napis, jaki był na niej wyryty „Ojczyzna Obrońcy Swemu”. Pomyślałem, że naprawdę jest to cenna pamiątka.
Gospodyni opowiedziała nam dalsze losy Janka. Z czasem został on zarządcą folwarku Krępa. Ciężko tam pracował i odkładał każdy zarobiony pieniądz, a w wolnych chwilach rozczytywał się w folwarcznej bibliotece, pełnej patriotycznych dzieł.
Po latach Janek wrócił w swoje rodzinne strony. Zakupił trochę ziemi i postawił młyn. Stał się bardzo ważną postacią wśród lokalnej społeczności. Uczył dzieci czytać i pisać, gdyż uważał, że Polska przetrwa nie tylko dzięki walce, ale też świadomości narodowej. Ponoć wszyscy jego uczniowie wzięli aktywny udział w powstaniu listopadowym, w tym również jego dwaj synowie.
Sam Jan działał na dużą skalę w konspiracji. W swoim młynie przed powstaniem drukował ulotki i je kolportował. A w trakcie powstania organizował ośrodki pomocy medycznej.
Klęska powstania listopadowego bardzo przybiła Jana. Ponadto został zadenuncjowany i aresztowany przez zaborców. Bardzo długo przebywał w areszcie, z którego ze względu na chorobę go wypuszczono. Wkrótce po opuszczeniu więzienia zmarł. Ale jak powiedziała nasza gaździna, przekazał swoje geny patriotyzmu i jego synowie mieli równie prawe życiorysy jak ich ojciec.
Byłem pod ogromnym wrażenie opowieści gospodyni i obiecaliśmy sobie, że za rok również ferie spędzam u niej, a ona opowie mi o losach synów Jana.
Wojciech Diduch