Czy obraz może posłużyć jako spadochron? Ewa Kuryluk, której podwójny autoportret można oglądać na wystawie stałej w Pawilonie Czterech Kopuł, udowodniła, że tak!
Obraz Lunatyczka powstał właśnie jako upamiętnienie pewnej nieświadomej nocnej wędrówki, na szczęście dla artystki zakończonej miękkim lądowaniem na trawniku – a upadek dodatkowo złagodziła jedna z jej prac, obraz Campo Santo Stefano, która akurat znajdowała się na balkonie.
Tytułowa Lunatyczka to nie kto inny, jak sama artystka podczas jednego z owych lunatycznych spacerów, których ciąg przeżywała wraz z narastającym „twórczym szałem”, mieszkając w Londynie.
Kobieca postać o zielonej, nierealnej cerze, z rozpostartymi ramionami, ubrana w pasiastą, różową piżamę, jest tym „ja” autorki, które utknęło w onirycznej iluzji, w jakiejś narkotycznej wizji. I nieuświadomione wędruje nad wyimaginowanymi miastami lub nawet światami, prowadząc realne ciało na zgubę. Rzeczywiste zaś ciało, którego fragment, już w żywych, właściwych dla świata codziennego barwach, widzimy w prawej, dolnej części pola obrazowego – pozbawione jest głowy, bo ta przecież jeszcze przez ułamki sekund, a być może całą urojoną wieczność we śnie, przebywała zamiast w realnym – w zupełnie innym, nieznanym nam wymiarze.
Technika narracji obrazu naznaczona jest pasją artystki do fotografii i hiperrealizmu, dzieło jednak nie porzuca gry z kolorem, który, choć już bardziej stonowany i pastelowy w porównaniu do wcześniejszych prac Kuryluk, wciąż pozostaje istotnym elementem budującym kompozycję.
Wkrótce w Pawilonie Czterech Kopuł Muzeum Sztuki Współczesnej prezentowana będzie monograficzna wystawa „Ewa Kuryluk. Białe fałdy czasu. Instalacje 1980–2000” (26 czerwca – 3 października 2021), na którą już dziś zapraszamy.
#zoom_na_muzeum – zapraszamy również do lektury innych tekstów ➸