Intrygujące!
„Tropiąc lisa po Berlinie”

Adam Pacholak

Na podsumowanie roku wspomnienie z tegorocznego Berlińskiego Biennale Sztuki Współczesnej. W czerwcu zespół z Pawilonu Czterech Kopuł Muzeum Sztuki Współczesnej odwiedził stolicę Niemiec, aby zapoznać się z najnowszymi trendami w światowej sztuce, wystawiennictwie i praktykach kuratorskich. Głównym punktem programu okazało się 13. Biennale.

Kuratorowane przez Zashę Colah pod hasłem Passing the Fugitive On było wyjątkowo aktualne – wiele prac podejmowało temat roli artysty wobec bieżących wydarzeń historycznych czy zdefiniowania nowych strategii oporu poprzez sztukę. Nasza wizyta była nie tylko okazją do analizy aktualnych zjawisk artystycznych, lecz także do obserwacji współczesnych standardów organizacji wystaw, ich dostępności i komunikacji z publicznością – doświadczeń niezwykle cennych w pracy nad rozwojem własnych projektów wystawienniczych.

Ciekawym elementem, który przewijał się przez wiele ekspozycji 13. Biennale, był powtarzający się motyw lisa, odnoszącego się do tegorocznego tematu wydarzenia: Passing the Fugitive On. Niczym symboliczny lis bowiem artyści w czasach coraz większej opresji wykorzystują w sztuce figury ucieczki, oporu, sprytu, a także motywy pamięci i doświadczeń wspólnoty.

Fot. A. Pacholak

W rewolucyjnym kontekście Berlina były mocno zakorzenione lokalizacje wystaw –  szczególnie dawne wnętrza sądu przy Lehrter Straße, gdzie sto lat temu sądzono lewicowych działaczy i polityków, czy w Sophiensæle, gdzie dyskutowali i spotykali się dawni związkowcy. Wiele z prac podejmowało temat przemocy instytucjonalnej i prawa do obywatelskiego buntu, chociaż wobec obecnie przyśpieszającej historii niektóre z nich mogły wydawać się już nieco spóźnione.

Fot. A. Pacholak

Wielkie wrażenie wywarły prace zgromadzone w KW Institute for Contemporary Art, spośród których wiele ma za autorów birmańskich artystów. Niejednokrotnie brali oni udział bezpośrednio w tamtejszych protestach ostatnich lat, czego konsekwencje ponoszą po dziś dzień. Pokazuje to na przykład zapis performansu Hteina Lina, naprzeciwko którego ustawiono swoistą „odpowiedź” – wideo jego partnerki, Chaw Ei Thein. Nieoczywisty dyptyk staje się niezwykle poruszający, gdy widz zrozumie, że wolne miejsce, które pozostawiono na ścianie na kwietne rysunki tego pierwszego, artysta tworzy, przebywając w więzieniu – i prawdopodobnie nigdy nie ujrzą one światła dziennego.

Z ową intymnością przekazu kontrastowała monumentalność ekspozycji w Hamburger Bahnhof. Tu w przestronnych pomieszczeniach znalazło się miejsce dla wielkich prac czeskiej artystki Kláry Hosnedlovej – polscy widzowie szybko skojarzą je z abakanami – a także kolekcji prac najnowszych „Museum in motion”. Na wystawach tych ukazano różnorodność środków wyrazu tamtejszego zbioru. Kuratorzy próbowali połączyć różne perspektywy, czemu odpowiadał układ ekspozycji w tylnej, podłużnej części galerii, tworzących swoisty trakt dla rozbudowanych instalacji i dzieł environment.

Fot. A. Pacholak

Obok surrealistycznej opery czy quasi-architektonicznych rzeźb, silne wrażenie tworzyła instalacja Jeremiego Shawa Phase Shifting Index. Złożona z kilku ogromnych projekcji, przedstawiała z pozoru niezwiązane ze sobą tańce różnego typu, wykonywane przez różne (fikcyjne) subkultury i nagrane różnymi technikami, które jednak w pewnym momencie synchronizują się dźwiękowo i choreograficznie, wprowadzając widzów w głęboką artystyczną immersję, czy niemal multimedialny trans.

Medium tańca pojawiało się także poza Biennale, na przykład w PalaisPopulaire, gdzie zaciemniona sala pozwalała na maksymalne wczucie się w taneczne performanse, których przykłady wyrażały przez choreografię zarówno siłę beztroskiej zabawy, jak i politycznego oporu – m.in. w pracy znanej nam dobrze Ali Savashevich. W tej samej galerii można było również podziwiać Charmaine Poh, artystkę nagrodzoną I nagrodą Deutsche Banku dla młodych artystów 2024. W swoich multimedialnych pracach ukazała autobiograficzne wątki dorastania w Singapurze czy ukrytej przemocy wobec kobiet lub mniejszości seksualnych przez pryzmat glitch-feminizmu, odkrywając przy tym mniej świetlaną stronę metropolii uznawanej za futurystyczny klejnot Azji.

Kontynuując temat sztuki społecznej, wyjazd do Berlina był okazją, by zapoznać się z jej klasykami. Od wystawy Josepha Beuysa w Hamburger Bahnhof, po niewielką, lecz treściowo gęstą wystawę Yoko Ono w Neue Nationalegalerie. Artystka związana z ruchem praw obywatelskich tworzyła wiele prac angażujących publiczność, stawiających na partycypację, przez co pozostają one aktualne po dziś dzień. Z przyjemnością oglądało się również wystawę stałą, gdzie wśród kolekcji sztuki XX wieku można było zobaczyć artystów polskich, m.in. Ewę Partum, Tadeusza Kantora czy Ryszarda Winiarskiego. 

Zapoznanie się z berlińskimi wystawami 13. Biennale i Art Weeku było niezastąpioną okazją, by poznać najnowsze trendy w sztuce współczesnej i artystów nie tylko niemieckich, ale i międzynarodowych, od Kanady po Singapur.

Porównując z wydarzeniami wrocławskimi można by je zestawiać z takimi eventami jak Biennale WRO Art czy edycjami Survival, choć naturalnie w trochę mniejszej skali. I chociaż niektóre ekspozycje wpadały miejscami w patetyczne tony lub gubiły narracyjną spójność, wydawały się nieco spóźnione wobec aktualnych wydarzeń lub traciły kuratorską ostrość, wciąż pozostają cennym przykładem, jak prowadzić wystawy w czasach politycznych niepokojów. Ich emancypacyjny charakter potrafił wybrzmieć dzięki umiejętnemu wykorzystaniu różnorodnych przestrzeni historycznych i nieposkromionych możliwości dzieł intermedialnych.

Adam Pacholak, Dział Fotografii Muzeum Narodowego we Wrocławiu
17 grudnia 2025

■ Zapraszamy do lektury innych tekstów z cyklu „Intrygujące!” ➸

 

print